William
– Harris? No trudno, niech przyjdzie do mnie –
powiedziałem niechętnie. Rozmowa z Brunonem była jedną z ostatnich rzeczy na
jakie miałem ochotę, ale, jak widać, nie zawsze można robić tylko to, co się
chce.
– Oczywiście, szefie, zaraz go poproszę – odpowiedziała
Janette, a ja wróciłem do swojego gabinetu. Podszedłem do szafy, wyjąłem jedną
z gazet i schowałem ją do szuflady biurka. Następnie napisałem szybkiego SMS –
a i usiadłem.
Bruno
przyszedł niedługo po mnie i od razu zobaczyłem, że był wyraźnie spięty. Nie spodziewałem się
od niego zbyt dobrych wiadomości, w przeciwnym razie nie przychodziłby bez
zapowiedzi do biura o takiej godzinie. Niedługo i tak mieliśmy się spotkać, a
on najprawdopodobniej chciał omówić coś na osobności. To się jednak dobrze złożyło,
już jakiś czas temu powinienem go wezwać.
–
Panie Martinez – powiedział Harris, stając przed biurkiem z lekko pochyloną
głową.
–
Witaj, Bruno. Możesz usiąść – odpowiedziałem. Dopiero po tych słowach mężczyzna
uniósł głowę i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. – Pewnie zdajesz sobie
sprawę, że twoja wizyta jest bardzo nie na miejscu. Mogłeś chociaż zadzwonić
wcześniej do Janette.
–
Przepraszam, panie Martinez, po prostu spóźniłem się wcześniej na…
– Dobrze
– przerwałem mu szybko. – Nie interesuje mnie na co się spóźniłeś. Masz pecha –
dodałem widząc, że mężczyzna się speszył. – Przyszedłeś po prostu w
niewłaściwym momencie kiedy ja naprawdę nie mam siły na dłuższe rozmowy. Więc
krótko i konkretnie – co cię do mnie sprowadza?
–
Chodzi o ten specjalny projekt.
– Co z
nim?
– No
właśnie są pewne problemy z aktami własności tamtejszej działki. Klient upierał
się, by dom wchodził na tereny, które prawnie należą do państwa… Tam są pewne
nierozwiązane kwestie… Ogólnie sporo dodatkowej pracy z tym, więc całość może
się opóźnić.
– Ile?
– zapytałem, czując narastającą we mnie złość. Wiedziałem, że tak będzie,
wiedziałem, żeby dać tą sprawę komu innemu.
–
Spodziewam się, że rozwiązanie wszystkiego może zająć około dwóch tygodni. Więc
może miesiąc?
–
Harris – starałem się być spokojny. – Ile my się znamy, co?
–
Panie Martinez…
–
Znamy się dostatecznie długo, żebyś nie musiał pierdolić mi głupot. Takie rzeczy
to sobie możesz, kurwa, wygadywać swoim kochankom, które za kilka papierków
uwierzą w to, że wracasz ze spotkania z papieżem. Doskonale wiesz kto ma być
właścicielem tego domu. Doskonale wiesz, że może sobie postawić dom gdzie tylko
chce. I doskonale też wiesz, że ma gdzieś to, czy ziemia należy do niego, do
państwa, czy, kurwa, do jego psa. Zjebałeś sprawę nie dlatego, że projekt
wymaga dodatkowej roboty, ale dlatego, że zachciało ci się zabawiać w polityka.
Dobrze,
że byłem zły, bo w przeciwnym razie uśmiechnąłbym się na widok miny Brunona. Nie
zareagowałbym tak gwałtownie, gdyby chodziło o kogo innego. Ale projekt
dotyczył naprawdę ważnej osoby, która dodatkowo była serdecznym przyjacielem
rodziny.
–
Sądziłeś, że się nie dowiem? – ciągnąłem dalej, po czym z szuflady wyciągnąłem
przygotowaną wcześniej gazetę i rzuciłem na biurko. Artykuł głosił, że
biznesmen Bruno Harris zgłosił swoją kandydaturę w wyborach. – Doskonale wiem,
że starasz się o posadę gubernatora stanu Michigan. Zrobiłeś to bez porozumienia
ze mną, ze wszystkimi. Doskonale wiesz jakie są zasady. Uwierz mi, nie tylko ja
jestem zły.
– Ale
czy człowiek w polityce nie stanowi dodatkowej korzyści? – Odważył się zapytać
Bruno.
– Znam
takich ludzi w polityce, którzy potrafiliby zgnoić cię zanim pomyślałbyś o
startowaniu w jakichkolwiek wyborach. Ale nie chcę tego i to zupełnie nie o to
chodzi. Chodzi, kurwa, o lojalność. Zrobiłeś to bez porozumienia z nami. I
dlaczego? Przecież mógłbyś mieć środki, poparcie i wygraną w kieszeni. Zawsze
musisz grać po swojemu, Bruno?
– Nie
chciałem mieć wygranej w kieszeni. Chciałem wygrać sam.
– Bez
poparcia kogoś od nas, nie dostałbyś nawet nominacji. Ale to w tym momencie już
bez znaczenia – powiedziałem. – Nie będę ci kazał wycofać kandydatury, po
prostu wykorzystamy twoją wygraną.
– Jak?
–
Prawdopodobnie popychając cię dalej. Mało kto chce się grzebać w polityce – za
dużo spraw musi wyjść na światło dzienne, ciągle jesteś pod ostrzałem. Więc jak
ktoś sam się w to pcha to dla nas tylko korzyść.
–
Czyli wyszło na dobre – powiedział już spokojniejszy Bruno.
– Nie,
wcale nie wyszło. Zrobiłeś to bez porozumienia i za to dostajesz żółtą kartkę.
Będę cię uważnie obserwował, Harris. Jeszcze jeden taki numer i będziesz tego
bardzo żałował.
Mężczyzna
spuścił głowę i nic nie odpowiedział. Być może byłem dla niego za ostry, ale
mimo wszystkiego, co nas łączy, nigdy nie potrafiłem go specjalnie polubić.
–
Teraz mi powiedz jeszcze, dlaczego spieprzyłeś projekt? – zapytałem. –
Marnujesz swój czas na politykę, dziwki i Bóg wie co jeszcze, a zapominasz,
skąd masz pieniądze na to wszystko. Masz pod sobą armię pracowników, a sam nie
musisz robić prawie nic. Teraz miałeś za zadanie zrobić w terminie jeden
pierdolony projekt i co z tego wyszło?
–
Wiem, że zawiodłem, panie Martinez, ale…
– Nie,
Harris, nie ma żadnego ale. Zjebałeś sprawę i nie pozostawię tego bez
konsekwencji. Tracisz ten projekt i długo będę się zastanawiał zanim znowu
dostaniesz coś ważnego.
– Ale
duża jego część jest już gotowa, panie Martinez. Ktoś inny będzie musiał
zaczynać wszystko od początku.
– Nie
będzie musiał – powiedziałem. – Jeśli zechce to po prostu prześlesz mu
rezultaty swojej pracy. Myślę, że jesteś na tyle rozsądny, że nie zaczniesz
protestować. Chociaż, szczerze mówiąc, ktoś inny robiąc ten projekt od zera, i
tak skończy go szybciej niż ty. I mówiłem ci, że wybrałeś naprawdę zły dzień –
dodałem z lekkim uśmiechem.
–
Chyba tak – odpowiedział Bruno. – Nie da się, żeby ten projekt został przy
mnie?
– Nie
ma opcji. Za głupotę się płaci. Ale w zamian dostaniesz ode mnie przysługę i
postaram się załagodzić wszystko z klientem. Dzięki temu, nie będziesz się
musiał sam tłumaczyć a uwierz mi – z nim nie poszłoby ci tak gładko jak ze mną.
–
Dziękuję, panie Martinez.
–
Swoją drogą, chyba jesteś już dość długo z tą rudą prawda? – zapytałem,
wskazując palcem na zdjęcie z gazety. Harrisowi towarzyszyła na nim młoda
asystentka, chociaż doskonale wiedziałem, że ich relacje nie były czysto
zawodowe. – Myślę, że powinieneś podjąć w związku z tym jakieś decyzje.
–
Chodzi panu o Elizabeth? – Głos mężczyzny delikatnie zadrżał. – To już
nieaktualne, dziewczyna na krótszą metę była fajna, ale z czasem zrobiła się
strasznie pretensjonalna – zupełnie nie dla mnie.
–
Niech będzie. Po prostu pamiętaj na przyszłość – powiedziałem, chociaż nie do
końca mu uwierzyłem. – Czy coś jeszcze?
– Nie,
nie będę już panu przeszkadzał. Przepraszam za tak późną porę.
– Przyzwyczaiłem
się, zwykle widzę cię wieczorami – powiedziałem, wyciągając w kierunku
mężczyzny rękę. – Niedługo zapewne się spotkamy prawda?
– Na
to liczę – odpowiedział Bruno, po czym chwycił moją dłoń i pocałował sygnet
znajdujący się na serdecznym palcu. – Do widzenia, panie Martinez.
Mężczyzna
wyszedł a ja usiadłem na fotelu. Nie miałem siły wracać do domu, chociaż
wiedziałem, że ze względu na Monicę to konieczne. Najpierw jednak wyjąłem
iPhone i wybrałem numer do Joe. Odebrał po pierwszym sygnale.
–
Załatwione? – zapytałem.
– Tak
jest, nadajnik znajduje się na podwoziu, praktycznie niemożliwe, żeby został
wykryty.
– To
wystarczy, od obserwacji mam ludzi. Muszę jedynie wiedzieć, gdzie Harris
jeździ. Potrzebuję jeszcze informacji na temat dziewczyny, z którą przyjechał.
Zleć komuś, żeby się czegoś dowiedział.
–
Oczywiście, szefie. Czy poczekać na pana?
– Nie,
wrócę dzisiaj sam.
– W
takim układzie, do widzenia – powiedział Joe, a ja się rozłączyłem.
Jedyne,
na co miałem ochotę, to opuścić wreszcie biuro i wrócić do domu. Zjechałem na
parking i idąc wśród samochodów, przypomniał mi się czytany wcześniej artykuł o
kongresmenie. U mnie na parkingu też były kamery i pomyślałem, że warto o tym
na przyszłość pamiętać. Szczególnie, że Jocasta niedługo miała zacząć tu
pracować i wcale nie byłem przekonany, że pozostanę obojętny na jej wdzięki.
Wsiadłem do Bentleya, jednej z moich maskotek, i wyjechałem na ulice Nowego
Jorku. Miałem nadzieję, że Monica już mi wybaczyła, ponieważ nie miałem już
ochoty na tłumaczenie się z poprzedniej nocy.
Nawet nie wiem kiedy się zamyśliłem na tyle, że wskazówka
prędkościomierza podskoczyła zdecydowanie zbyt wysoko. Do rzeczywistości
przywróciło mnie dopiero niebieskie światło radiowozu w lusterku, więc, chcąc
nie chcąc, zjechałem w boczną uliczkę. Zobaczyłem, że z radiowozu wysiadł młody
policjant i z ręką na broni zaczął ostrożnie podchodzić do mojego samochodu.
Otworzyłem szybę i położyłem dłonie na kierownicy, a mężczyzna podszedł od tyłu
do samochodu i za pomocą latarki rozjaśnił wnętrze samochodu. Dopiero gdy
sprawdził, że nie mam broni, poszedł pewniej do okna.
– Dobry wieczór, poproszę dokumenty – powiedział.
Policjant był naprawdę młody, widać, że dopiero zaczął swoją karierę. Starał
się brzmieć stanowczo, ale jednocześnie widziałem w nim delikatną tremę. No i
chyba nie pozostał obojętny na mój samochód.
– Proszę bardzo – odpowiedziałem, podając mu dokumenty.
Miałem nadzieję, że uda mi się dogadać z mężczyzną – mandat nie był problemem,
ale miałem już sporo punktów karnych. Ostatnia rzecz, jaka mi była potrzebna,
to dodatkowe problemy. – Chyba niedawno zacząłeś pracę prawda?
Młody policjant nic nie odpowiedział. Pomyślałem, że
chyba nie będzie tak łatwo.
– Jechał pan zdecydowanie za szybko. Proszę wysiąść z
auta, zapraszam pana do radiowozu.
Już wiedziałem, że się nie uda. Młody był zbyt zapatrzony
w swój zawód. Już miałem opuścić samochód, kiedy z tyłu dobiegł donośny, gruby
głos.
– Panie Martinez, najmocniej pana przepraszam. – Do
samochodu podszedł starszy policjant, którego natychmiast poznałem. Nazywał się
Dave, a jego córka chorowała na jakąś rzadką chorobę, której nazwy nie
pamiętam. Jedna z fundacji mojej rodziny wyłożyła pieniądze na jej operację w
Arabii Saudyjskiej, dzięki czemu dziewczyna żyje do dzisiaj.
– Witaj, Dave. Miło cię widzieć. Jak się ma córka?
– Jest coraz lepiej, pomału staje na nogi a my razem z
nią. Moja żona ciągle się nią opiekuje, ale dziewczyna daje z siebie wszystko. Lekarze
mówią, że poprawa zdrowia wymaga czasu, ale ja ją widzę praktycznie z dnia na
dzień. Panie Martinez, ona leżała już jak warzywo, nie mogła się w ogóle
ruszać. A gdyby ją pan zobaczył teraz, musi nas pan koniecznie kiedyś odwiedzić.
– No pewnie, sam planowałem to zrobić tylko zawsze coś
stawało na przeszkodzie. Ale wiesz, Dave, mówisz jak prawdziwy, zapatrzony w
córeczkę tatuś.
– Poważnie? – odpowiedział mężczyzna ze śmiechem. –
Pewnie tak. Robię się coraz starszy i też coraz bardziej sentymentalny. Ale nie
będę pana zatrzymywał – dodał, po czym wyrwał dokumenty z rąk młodego
policjanta.
– Wracaj do radiowozu, Bryan – powiedział, a młody
policjant z zaskoczoną miną poszedł do samochodu. Dave podał mi dokumenty i
mrugnął okiem. – Pozdrowienia od Policji Stanowej, panie Martinez. Szerokiej
drogi.
– Do zobaczenia, Dave – odpowiedziałem i ruszyłem w
dalszą drogę, starając się, przynajmniej na początku, jechać zgodnie z
przepisami.
Byłem już niedaleko domu, kiedy zadzwonił telefon, a na
wyświetlaczu zobaczyłem Janette.
– Szefie, kancelaria pana McColluma przesłała właśnie 190
tysięcy dolarów na nasze konto. Z wcześniejszą zaliczką reguluje to wszystkie zobowiązania. Ma pan
niezwykły dar przekonywania. Mówiąc szczerze, spisałam już te pieniądze na
straty.
– Nie ma co się poddawać, kochana – odpowiedziałem z
uśmiechem. – Dziękuję za informację i do zobaczenia jutro.
– Do zobaczenia – powiedziała Janette i się rozłączyła.
Cóż, przynajmniej dobra wiadomość na zakończenie dnia.
Uśmiechnąłem się do siebie. Dar przekonywania? Nie. Wyszedłem rano z
apartamentu prezydenckiego w hotelu Plaza, zostawiając Lisę śpiącą. Na szafce
obok niej położyłem czek na 190 tysięcy dolarów. I małą karteczkę, odręcznie
napisaną przeze mnie:
„Dla Twojego dobra: nigdy się nie
spotkaliśmy. Będę pamiętał o Tobie”.
Witamy wszystkich po nieco dłuższej przerwie. Jak być może zauważyliście, na blogu ponownie zagościł nowy szablon. Wierzymy, że dobór kolorów oraz czcionki już teraz nie powinien nikomu sprawić problemów w czytaniu.W dalszym ciągu przepraszamy za zaległości, będziemy je powoli nadrabiać. Ostatnio mamy bardzo mało czasu i dlatego wszystko się ciągle opóźnia.Przypominamy również, że opowiadanie, które tutaj publikujemy, jest nieco specyficzne. Główni bohaterowie w żaden sposób nie są idealni, mają mnóstwo wad i ułomności. Natomiast warto pamiętać, że są oni tacy, jacy mają być. Jeśli ktoś czuje, że mu to nie odpowiada to nikogo nie zmuszamy do czytania. Każdy ma swoje preferencje i doskonale wszystko rozumiemy. Po prostu nie chcemy, żeby ktokolwiek się męczył, ponieważ czytanie powinno sprawiać przyjemność, a nie wzbudzać irytacji.Kolejny rozdział pojawi się 25 czerwca. Zapraszamy serdecznie :)PS: Pamiętajcie, że jest duża różnica między napisaniem, że bohater jest zły, niefajny, nie podoba mi się, a napisaniem, że bohater powinien być taki i taki. Każdy ma prawo nie lubić danej postaci i jest to normalne i zrozumiałe. Ale nikt z czytelników nie powinien dyktować autorowi, jaka powinna ona być.PS2: Dla spragnionych Bractwa, pojawi się ono już niedługo.PS3: Wcześniej pojawiła się już informacja na ten temat, ale gdyby ktoś wcześniej nie zauważył to Ona serdecznie zaprasza na swojego autorskiego bloga „Minuta po północy”.Pozdrawiamy ciepło :)Ona & On
Tak, to ja jestem spragniona Bractwa, ale nie żebym was pośpieszała czy coś. Po prostu jestem ciekawskie jajo xD
OdpowiedzUsuńA dla mnie idealny bohater to właśnie taki, co ma wady i zalety i jest charakterystyczny! I chyba najlepszą rzeczą jest, gdy czytelnicy nie widzą tylko zalet bohatera, a widzą też wady, trzeba czasem powkurzać się na bohatera za jego np. głupotę czy coś xD Tak ja przynajmniej uważam.
Co do braku czasu to spokojnie. Nikt wam głowy nie urwie i każdy powinien wiedzieć, że życie prywatne jest ważniejsze niż blogi, także spokojnie. ;)
Jestem wyjątkowo wcześnie. Cud normalnie. xD
Dobra, teraz do fabułki.
No, teraz już chyba wiadomo skąd Will i Elizabeth będą się... znać? Tylko teraz pytanie jak dojdzie do bliższego spotkania Willa i Elizy (tak w skrócie)? Może w jakiś sposób Bractwo spowoduje to spotkanie? Albo Bruno będzie chciał by jednak Liza wróciła do niego... Ach... nie mam pojęcia.
Co do złości Willa, po słowach można było wyczuć, że jest wkurzony, ale jednak jakoś opanowany albo tak "dyplomatycznie" wyrzucił, co ma do powiedzenia. xD
Nie do końca podoba mi się scena z tym policjantem. Tzn. mogą być policjanci, którzy nie są pewni siebie, ale jednak policjant w USA znaczy więcej niż w Polsce i tam nie ma podskakiwania, dlatego nie jestem przekonana, co do próby luźnej gadki Willa. No i dodatkowo pojawił się znajomy, który udaremnił mandacik. Tak jakby wszystko udawało się Willowi, co na tą chwilę mi się nie do końca podoba.
Rozdział wydaje mi się jakiś taki, króciutki... o.o
Nie wiem, co będzie z tymi wyborami, ale myślę, że to będzie jakaś istotna część do rozwinięcia fabuły.
Tak na koniec jeszcze napiszę, że nie macie wyjustowanego tekstu. :(
Życzę weny i pozdrawiam serdecznie! :)
Nie mam nic przeciwko wytykaniu Willowi wad - uważam, że ma ich całkiem sporo i też to widzę :) Policja jak najbardziej znaczy więcej - Will spróbował zagadać ale na pewno nie próbowałby nie wiem - atakować policjanta czy próbować jakichkolwiek rozwiązań siłowych bo to z pewnością skończyłoby się źle. Rozdział faktycznie wyszedł trochę krótszy - zdeterminowała to trochę fabuła, nie chciałem robić jakichś przeciągnięć na siłę, ale myślę, że następny trochę to zrekompensuje :) Jeśli chodzi o justowanie to faktycznie - mam zawsze problem żeby o tym pamiętać bez względu na to co piszę ale postaram się żeby następnym razem tekst był wyjustowany :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za opinię :)
UsuńOj, ja myślę, że za bardzo bierzecie sobie do serca niektóre wypowiedzi. Chcąc poznać opinię czytelników na temat bohatera, czynicie to też po to, by patrzeć czy kierujecie go w dobrym kierunku, czy jest tak odbierany jak byście tego chcieli, jak żeście się tego spodziewali. Ja mogę komuś jako czytelnik sugerować co powinien zmienić, pisząc np że moim zdaniem takie zachowanie nie pasuje do biznesmena, albo nie przystoi komuś tam, ale czy autor przyjmie moją sugestię, to już zależy od niego, bo to on kreuje swoich bohaterów i on zna dalszy przebieg opowiadania, plan na niego, więc to on tu rozdaje karty, a nie czytelnik. Ja mogę ewentualnie czegoś nie rozumieć, z czymś się nie godzić, coś może mnie brzydzić lub mi się nie podobać. Póki jednak będzie ciekawie, zaskakująco, tajemniczo i będzie coś co mnie przy opowiadaniu trzyma, to zamierzam przy nim zostać. Niektórych zachowań po prostu nie da się popierać, nie można ich lubić, ani być może nawet akceptować, ale nie jestem na tyle wrażliwy, by z takiego powodu od czegoś uciekać. Mnie chyba właśnie najbardziej taki bałagan i brud przyciąga.
OdpowiedzUsuńPrzykładowo, nie rozumiem dlaczego przed Williamem wszyscy czują taki respekt. No chyba, że go sobie kupił i że i tu pieniądze grają największą rolę, bo w mojej ocenie on jest miękką pizdeczką, bogatą, z dobrze prosperującą firmą, ale bez jaj.
Bruno natomiast mnie zawiódł, że się tak pochylił przez tym 'tępokiem'. Natomiast podobało mi się, że sam chciał o czymś zadecydować i chciał po prostu wygrać, sam, za to jaki jest, a nie za kasę jakiegoś tam gogusia, jakim bez wątpienia William jest.
Ja rozumiem wszystko, przyjaźń, wdzięczność, brak mandatu, ale że on jeszcze życzył mu szerokiej drogi, zamiast jakoś choćby pouczyć, że jak tak dalej pójdzie, to może pozabijać ludzi, którym już nie pomoże jego fundacja. Tu mnie faktycznie trochę to opowiadanie irytuje i sprawia, że biorę je na dystans, bo o ile rozumiem, że bohater czuje się pyszny i ważny, to już nie umiem zrozumieć, dlaczego wszyscy też go tak traktują, czego się boją? Co on im może zrobić? Sam nic, co najwyżej kogoś opłaci, jak każdy frajer. Z resztą nie chodzi o to by mu wypowiadać wojnę, ale by się przed nim nie płaszczyć za każdym razem, a póki co każdy z niewiadomych przyczyn się płaszczy.
Brakuje mi też realizmu, zwykłej przyziemności, choćby w niektórych aspektach. Ja po prostu czytając książkę, a blogi traktuje jak niedopracowane, amatorskie książki (swoje także), wymagam przeniesienia się w inny świat, ale realny świat, nawet jeśli to fantastyka. Chodzi mi o to, że trzeba mi czegoś co sprawi, że ja w ten świat uwierzę i będę się po nim przechadzał. Póki co czytając was mam wrażenie jakbym oglądał amerykański film, którego fabuła sprowadza się do jednego, nie wymaga on za dużo myślenia, bo przecież wszystko jest proste, bo jest proste, bo wasi bohaterowie nie mają żadnych realnych zmartwień, a nawet jeśli mają, to nie traktują tego jak zmartwienie. Są strasznie sztuczni, przerysowani, tacy na siłę idealni pomimo wad. Przykładowo William nawet w kupę nie wejdzie, jak wysiądzie z tego swojego Bentleya. Po Elizabeth mąż nie przyjedzie i nie wbije jej do łba, gdzie jej miejsca, a jak chce rozwodu to zostanie z niczym, jeszcze z szarganą reputacją. Brakuje mi w nich ludzkich reakcji i tego by na nich jak na każdego z nas oddziaływał świat. Zwyczajnie niewyspanie powoduje brak koncentracji - u każdego, w mniejszym lub w większym stopniu, a twój niewyspany William jest jak nowo narodzony. Poniżany przez niego Bruno nawet nie robi min, nie broni się, daje sobie przerywać. Policjant chce dać mandat, ale gdy drugi zabrania, to nie ma reakcji ludzkiej "a niby dlaczego? puścić go aż wszystkich pozabija?" nawet jeśli ten drugi jest wyższy stopniem to można rzucić coś co wskaże na to, że się czegoś nie akceptuje, choćby "jak pan chce, to pan będzie miał na sumieniu dziecko, które wcześniej lub później, ale w końcu przejedzie, albo mężczyznę, który jest jedynym żywicielem rodziny, albo kobietę co osieroci dzieci. To będzie pana wina, bo takiemu należy prawo jazdy zabrać" i odejść, ale powiedzieć co się myśli, a twoi bohaterowie poboczni tego nie robią, jakby William sterował ich umysłami lub miał pilot który ich włącza lub wyłącza, cofa i przewija. Sprawiacie, że bohaterowie poboczni są właściwie bez charakteru, a każdy z nich robi to samo - potakuje Williamowi, godzi się z nim czyni jak on sobie życzy i nawet nie ma o to pretensji, jakby niczego nie odczuwali, jakby byli manekinami na sznurkach, niczym takie marionetki. Jednak to tylko moje prywatne zdanie i nikt, ani wy, ani czytelnicy nie muszą się z nim godzić ;-)
UsuńJeśli chodzi o kwestię krytyki czy sprawdzenia reakcji czytelnika to w zupełności się zgadzam i w żaden sposób nie biorę tego do siebie. Mieliśmy na myśli bardziej porównanie typu że bohater powinien być taki jak bohater innej książki, opowiadania czy czegokolwiek innego - sądzę, że widzisz doskonale tą różnicę bo, jak sam napisałeś, to autor kreuje bohatera, ustala jego charakter, to kim jest, a nie czytelnik. Natomiast wszelka konstruktywna krytyka jest jak najbardziej uzasadniona :) Nie mogę jeszcze odpowiedzieć na pytania dlaczego tak dużo osób czuje respekt przed Willem - z czasem pewne karty będą się odkrywać i wówczas sporo wyjdzie na jaw. Co do realizmu to częściowo pewnie masz rację, chociaż odniósłbym to raczej do Willa niż do Elizabeth. To on jest piękny, młody i bogaty, przed nim kłaniają się ludzie i żyje sobie jak pączek w maśle - póki co to prawda. Dlaczego tak jest? Na to częściowo przynajmniej odpowiedź już niedługo. Z pewnością nie będzie też tak zawsze. Natomiast wszelkie uwagi zawsze biorę sobie do serca i dziękuję bo staram się też nauczyć jak najwięcej tutaj jeśli chodzi o pisanie :)
UsuńTrzeba było sporo czekac na ten rozdział, ale wreszcie jest! Wlasciwie nie widze powody, dla którego Will tak bardzo nie chciał rozmawiac z Brunem. To raczej ten drugi miał powody do niepokoju. W końcu zawalił projekt. Ale z drugiej strony walczył o swoje. Tylko jesli powiedział juz a, to trzeba i b. Nie powinien tak się dawać Willowi. Coz, moze zna go na tyle, by wiedzieć, ze ten potrzebuje pochlebstw? Bo jesli tak, to mlge zdozumiec jego zachowanie (choc nie za bardzo fo popieram), ale jesli nie...to dziwi mnie, dlaczego ktos taki hak Bruno całuje sygnet kogoś takiego jak Will. Will, który duZo przeklina, ale az tak przerażający nie jest. Jesli chodzi o akcję z policja, pokazała ona, jak to jest, gdy ma się farta: a ktos taki jak Will uważa, ze szczęście i fart to jego drugie imię, zapewne... Wlasciwie wszystko by pasowało, gdyby nie to, ze ten starszy policjant powiedział na końcu cos w stylu, zeby teraz jechał ostrożnie... Troche mnie dziwi ten strach odczuwany przez innych wobec Willa, nie wydaje mi dię on uzasadniony. mimo to czuje, ze will, podobnie zresztą jak Elisabeth to złożone, inteligentny postacie, ponadto z ogromna niecierpliwoscia czekam na bractwo; tak więc bede wyczekiwać czerwca :). Ciesze sie, ze wróciliście do blogosfery. Zapraszam serdecznie na niezaleznosc-hp.blogspot.com na nowosc i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa Niezależności praktycznie na pewno pojawię się już w tym tygodniu - staram się pomału wszystko nadrabiać z racji że wreszcie mam trochę czasu :) Wiem, że zachowanie Bruna może się wydawać dziwne, ale z czasem będzie znajdowało swoje rozwiązania. Z kolei Will nie stara się też go przerazić ponieważ, jak pewnie widać, relacja między nimi nie jest też jednoznacznie negatywna. Więcej zdradzić nie mogę - dziękuję za opinię i również pozdrawiam :)
UsuńBardzo podoba mi się ten nowy szablon! ;) Minimalistyczny, ale przejrzysty i naprawdę ładny. No i mam wrażenie, że o wiele lepiej pasuje do opowiadania niż ten poprzedni.
OdpowiedzUsuńZacznę może od notki pod rozdziałem. To naturalne, że ludzie często będą oceniać Wasze postacie dość negatywnie. Mają wiele wad, zachowują się dość... kontrowersyjnie, więc byłoby dziwnie, gdyby czytelnicy tylko ich chwalili. Nie powinniście się tym przejmować. To że czytelnik pisze, że postać tu i tu zachowała się źle, nie znaczy, że chce na Was coś wymusić. Po prostu ocenia bohatera według własnego sumienia. Bo na tym to przecież polega;) Ale macie rację, że nie ma sensu zmieniać kreacji postaci, pod dyktando czytelnika. To Wasz pomysł i Wasza sprawa jak go przedstawicie.
Jestem mega zaskoczona zachowaniem Bruna. Myślałam, że więcej znaczy w świecie biznesu, a widzę, że kompletnie podlega pod Willa. Nie sądziłam, że William jest tak ważną osobistością. Skro nawet mandatów udaje mu się uniknąć no to proszę... Wszystkich starszych policjantów ma w garści, czy po prostu tym razem miał szczęście, że trafił na znajomego? Nie wiem, a jestem tego ciekawa. W każdym razie już ten fragment pokazał, że Will ma naprawdę sporą siłę przebicia i z pewnością kilku dlużników xD A to nie wróży dobrze... Tacy ludzie często czują się bezkarni i robią co chcą. Nie wiem czy Will też taki jest, ale wiele na to wskazuje. Ciekawi mnie ta postać. I ciekawi mnie jaką pozycję w hierarchii tak naprawdę zajmuje Bruno. No bo skoro tak nisko chyli się przed tym Williamem, to chyba niezbyt wysoką.
Podobała mi się końcówka! Bo ciekawa jestem skąd u niego
taka hojność.
UsuńPozdrawiam i czekam na kolejny! ;)
(Musiałam uciąć komentarz, bo szef wszedł, a nie chciałam całego stracić ;D)
Cieszymy się bardzo, że podoba Ci się szablon - my też jesteśmy nim zachwyceni :) Wszystko teraz powinno być jasne i przejrzyste :) Jeśli chodzi o negatywne opinie to nie mamy nic przeciwko - Will jest taką postacią, która siłą rzeczy je wymusza - taka to po prostu postać. Chodziło nam jedynie właśnie o próbę innego kreowania postaci, pisania że powinien być taki jak kto inny - taki nie będzie ponieważ jest taki jak ma być :) Nic więcej o relacji Willa i Bruna nie mogę powiedzieć ale z pewnością odpowiedzi na wiele pytań się pojawią - prędzej czy później. Will faktycznie jest trochę bezkarny - taki piękny, młody, bogaty, z ogromnymi wpływami. Więcej odpowiedzi powinno się pojawić już w kolejnym rozdziale :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za opinię w tak ryzykowanych warunkach :D
UsuńSzablon jest śliczny, nadaje Waszemu opowiadaniu takiego szyku i elegancji. Jak dla mnie bardzo trafiony ;>
OdpowiedzUsuńHarrison wydaje się mieć dwie twarze. Jedna z nich, to władczość nad kobietami, którą okazywał będąc z Elizabeth, a druga to uniżony podwładny, który zapewne czyściłby wszystkim buty, gdyby tylko mu to nakazano. Bez wątpienia ma przerąbane. W pewien sposób wyjaśniło się, dlaczego nie podążył za swoją byłą dziewczyną - wydaje sie być typem, który nie lata za kobietami, a oczekuje, że one będą uganiać sie za nim. Takie mam o nim zdanie.
Sam Will w tej części, według mnie, okazał się odpowiedzialny i zaangażowany w swoją pracę. Skoro obiecał komuś projekt na dokładny termin, to chce tej umowy dotrzymać i to się bardzo ceni. Tak samo sytuacja z policjantem, może nie to, że jedna z fundacji przesłała pieniądze na leczenie córki funkcjonariusza, ale to, że Will pamiętał tą dziewczynkę i zapytał o jej zdrowie! Naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie. Will ma mnóstwo wad i wielką władzę, którą potrafi wykorzystać. Czuję w kościach, że w przyszłości przejdzie gwałtowną zmianę, coś go odmieni. Ale co to będzie? I jaki będzie jego związek z Bractwem? Czekam na ciąg dalszy ;>
Pozdrawiam! ;>
Twój komentarz w wielu miejscach zawiera pewne trafne przewidywania - cieszę się, bo chyba udało mi się trafić tak jak chciałem :) Will nie jest jednoznacznie zły, chociaż jednocześnie nie można go nazwać aniołkiem - cóż, wiele rzeczy z pewnością jeszcze powychodzi. Mam nadzieję, że teraz już czas pozwoli mi żeby wrócić do blogowego świata i jak najszybciej nadrobić Twoją historię. Pewne zaległości mają też jednak plus - będę mógł poznać więcej historii za jednym razem :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNowy szablon jest świetny, przede wszystkim dlatego, że ciemną czcionkę na białym tle przyjemnie się czyta. W przypadku większości blogów jest tak, że szablony wyglądają pięknie, ale kiedy przychodzi do czytania, muszę przekopiowywać tekst rozdziału do Worda i tam go czytać, bo po prostu jest wygodniej i oczy się tak nie męczą. Tutaj nie mam tego problemu. I podoba mi się pomysł ze zdjęciem, na które jeśli najadę myszką, widzę obserwatorów bloga. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim.
OdpowiedzUsuńWilla nadal nie lubię i prawdopodobnie nigdy nie będę pałać do niego sympatią, ale o dziwo irytował mnie tym razem nieco mniej niż zwykle. Jestem ciekawa, jak dokładnie zamierza wykorzystać zwycięstwo Brunona. Swoją drogą mimo tego, że nie lubię Willa, muszę przyznać, że świetnie sobie radzi w interesach, wszystko ma pod kontrolą i to chyba właśnie taki typ człowieka, który z łatwością osiąga sukces. Chociaż nie spodobało mi się, że uniknął płacenia mandatu. Już i tak ma zbyt wysokie mniemanie o sobie. Z drugiej strony ten policjant miał u W. taki dług wdzięczności, że nie dziwi mnie, że odpuścił.
I moim zdaniem to bardzo dobrze, że główni bohaterowie wywołują tyle emocji wśród czytelników. Całe szczęście, że nie są idealni, bo dzięki temu wszystko jest bardziej realistyczne, zresztą co to by była za przyjemność czytać o ludziach bez wad?
Czekam na pojawienie się Bractwa, bo jestem bardzo ciekawa, jaki związek będzie ono miało z głównymi bohaterami.
Pozdrawiam
j-majkowska
Każdy ma wady, a Will ma ich jeszcze więcej niż każdy więc doskonale rozumiem brak sympatii do niego :) Być może z czasem chociaż częściowo się to zmieni, chociaż cóż - charakter ma jaki ma i nie stanie się nagle super pozytywną postacią. Cieszę się, że trafiliśmy dobrze z szablonem - trochę metodą prób i błędów ale w końcu udało nam się chyba znaleźć coś co dobrze pasuje :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za opinię :)
UsuńCzemu ja zawsze wszędzie się spóźniam i nie czytam od razu, no czemu... Bo jestem durna? Może.
OdpowiedzUsuńTo już 2 blog, który dziś czytam i znowu odnoszę wrażenie, jakby rozdział był o wiele, wiele krótszy, niż poprzednie rozdziały, które dodawaliście :x Ale no tak, pamiętam, żeby były male problemy, dlatego nie linczuję, a szanuję, że rozdział w ogóle jest :D
Brakuje mi jakiejś akcji, czegoś... Wow! Ale pewnie mogę się tylko spodziewać, jak przy następnych rozdziałach zaszalejecie i będzie burza wszystkiego <3
Bractwo, Bractwo... Chcę je już ;-;
Prawdą jest, że niemożliwie wkręciłam się w akcję waszego opowiadania, jednak za Willem nie przepadam. Nie lubię tego typu ludzi, takich charakterów... I bzykania panienek na lewo i prawo, bo to dla mnie jest chore. Ale wiadomo, taki Will ma być u was w opowiadaniu, a to czy go lubię, czy nie, jest nieważne :D
A co do szablonu, jest bardzo przejrzysty, co jest dla mnie najważniejsze i stoi na pierwszy miejscu. :) Minimalistyczny, ładny, prosty. Propsuję B|
Pozdrawiam i życzę weny!
Ciężko lubić Willa - taki już jest i ciężko coś na to poradzić :) Rozdział faktycznie jest trochę krótszy, ale czas w fabułach u Willa i Elizabeth musi się zgadzać, a nie chciałbym jakoś zapychać historii na siłę. Kolejny z pewnością będzie dłuższy jeśli to dobra informacja :) Cieszę się, że szablon się podoba i bardzo dziękuję za opinię :)
UsuńDotarłam! Wybaczcie to opóźnienie, ale ostatnio mam tyle na głowie że ciągle biegam, coś załatwiam, już sama nie ogarniam co się dzieje. Brakuje mi ciągle czasu :( Mam nadzieję na wybaczenie! :)
OdpowiedzUsuńZanim o rozdziale, muszę wspomnieć o szablonie. Bardzo ładny, taki minimalistyczny i czysty, Pasuje tu!
Szczerze powiedziawszy to trochę się zawiodłam, bo nie było mnie tyle czasu na BS a u Was tylko jeden rozdział do nadrobienia, liczyłam na więcej bo lubię tu wpadać.
Co do notki pod rozdziałem, nie przejmujcie się co piszą ludzie, w sensie, jeśli chodzi o ocenę postaci. Oceniają je po swojemu, ale to nie znaczy że piszecie źle czy macie to zmienić. Macie tu dość odstające od reszty blogów, kontrowersyjne postacie. Co raczej wielu cieszy. Mają wady i zalety, jak ludzie. Dlatego nic nie zmieniajcie, jeśli o tym myślicie :P
William, William. Na początku oceniałam go kompletnie inaczej. Ale z każdym rozdziałem "odkrywam" go na nowo. Myślałam że jest jakimś tam panem, biznesmanem. A tu proszę, chyba jednak jest kimś bardzo ważnym, skoro nawet mandatów unika od tak. Chciałabym go bardziej poznać, bo w sumie jak na razie wiemy o nim bardzo mało. Mam nadzieję że kiedyś to się stanie, bo bardzo bardzo mnie ciekawi ta postać.
Przepraszam że dziś tak krótko, ale juz późna godzina i zmęczenie robi swoje.
Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny! :)
Ostatnio rozumiemy wszystkie znaczenia wyrażenia "brak czasu" więc to żaden problem. Zwłaszcza, że odpowiadam na ten komentarz prawie miesiąc po publikacji więc wiem że jest z tym ciężko :D Cieszę się, że William zmienia się w Twoich oczach - myślę, że jeszcze kilka takich "odkryć" będzie ale nie uprzedzajmy faktów. Z czasem z pewnością będą się pojawiały pewne informacje o nim i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :) Dziękuję bardzo za opinię i cieszę się, że szablon się podoba. Bohaterowie muszą mieć wady i zalety, Will prawdopodobnie ma więcej tych pierwszych więc to normalne że jest przez niektórych oceniany negatywnie :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńOstatnio myślałam o waszym opowiadaniu i zastanawiałam się nad różnymi rzeczami. Myślę, że ja nie mam wam do zarzucenia tego, że bohaterowie nie są dobrzy, bo nikt z nas - ludzi dobry nie jest. Nie przeszkadza mi więc w polubieniu Bruna to, że zdradzał, ani w polubieniu Williama to że jest taki pyszny i się tak puszy jakby był królem na dworze. Przeszkadza mi... coś mi przeszkadza myśleć o nich jak o dorosłych. Nie zawsze, ale czasami czytając jakieś fragmenty, to mam przed oczami coś jakbym oglądała telewizje, a w niej może nie kabaret ale jakąś parodię. Bawi mnie jak każdy się przed Williamem płaszczy, bo jest to aż niedorzeczne i nierealne. Nawet gdy w moim mieście byłby jakiś boss, to z pewnością ktoś kto by go nie znał odważyłby się zajechać mu drogę, nie przepuścić na pasach, itd, a NY jest jednak dużo większe, a póki co odnoszę wrażenie, że nie ma w nim człowieka, który by przed Williamem nie rozłożył czerwonego dywanu. Moim osobistym zdaniem ten brak realności, dostosowanie wszystkiego, całego miejskiego życia do potrzeb Williama i kłaniania się jemu na każdym kroku jest największym minusem tego opowiadania. Nie to jaki on jest i jak on się zachowuje, ale to w jaki sposób wszyscy wokoło zachowują się względem niego. Jakby im mózgi jednym spojrzeniem wyprał i zaprogramował na czczenie jego osoby.
OdpowiedzUsuńPominę niemal zupełnie Bruna i jego rozmowę z Willem, bo powiem jedynie tyle, że Bruno mnie mocno zawiódł, brakiem charakteru to uczynił.
Przejdę do fundacji i pieniędzy na rzecz chorej dziewczynki. Zastanawiam się po co była ta wstawka? By znowu Williamowi się upiekło, czy po to by pokazać, że i on ma te dobre strony? Jeśli to pierwsze, to wracamy do punktu wyjścia i tego jak zaczęłam ten komentarz. Jeśli jednak to drugie, to mnie nie kupiło i za serce nie ścisnęło, może dlatego, że osobiście znam kilku takich co mają fundację i też znają większość jej podopiecznych, bo chwalą się komu pomogli, bo muszą się mieć czym chwalić, bo takie już z nich typy. Natomiast jeden z nich, choć pomaga innym, to jednak żonę i córkę w nędzy zostawił. To sprawia, że nie umiem wyzbyć się pewnych uprzedzeń, bo moim zdaniem przyjaciół poznaje się nie w biedzie, a w potrzebie, bo danie pieniędzy dla kogoś kto ma ich aż nadmiar jest naprawdę niczym, ale danie siebie, zaangażowania, zainteresowania, poświęcenie swojego czasu jest czymś znacznie trudniejszym i z tego powodu nie kupił mojego serca tą fundacją. Mało tego, jeszcze tego policjanta bym wywaliła na zbity pysk z pracy, bo co z tego że jego dziecko żyje, jak taki William przez niego może inne dziecko zabić. Policjant to już chyba (Bruno, James...) trzeci, wychodzi na to, że to trzeci facet bez krzty męskości, bez jaj i bez charakteru, nastawiony na padanie do stóp królowi Williamowi (nawet imię się zgadza, ale pewnie to akurat przypadek i z prawdziwą królewską rodziną nie ma niczego wspólnego).
Podsumowując czasami czytając was, szczególnie Williama, czuję jakby NY był placem zabaw, a bohaterowie tam występujący dziećmi. Brakuje mi dorosłości, jakieś jej namiastki, choć może mieliście taki zamiar, by np pokazać na co wyrasta taka bananowa młodzież i by pokazać jak wyglądają potem tacy bananowi dorośli.
Historia Willa przedstawiona tutaj nie ma za zadania pokazać jego dnia od początku do końca. To działa tak samo jak w innym opowiadaniu, książce czy czymkolwiek - nie trzeba za każdym razem przedstawiać co bohater je na obiad, ile razy wychodzi do toalety czy ile razy dziennie opieprza pracowników w swoim biurze. Przedstawia raczej momenty w jakiś sposób definiujące głównego bohatera - ja jestem w pełni amatorem w tym, dopiero się uczę i każdą z uwag mogę brać sobie do serca. To, że ten policjant zatrzymał Willa i jemu się upiekło nie oznacza, że każdy policjant w Nowym Jorku by go wypuścił - od większości dostałby po prostu mandat. Każdy tak ma - raz zatrzyma Cię policja i dostaniesz mandat a raz Ci się po prostu upiecze - to działa dokładnie tak samo. Kwestię fundacji William wykorzystał tak samo jak kierowca mógłby wykorzystać fakt, że policjant jest znajomym jego ciotki - to może się udać, ale nie musi - tym razem po prostu się udało. Bruno jest podwładnym Willa więc trudno oczekiwać żeby szczególnie mocno się z nim kłócił. Z kolei James wcale się przed nim nie płaszczył - jest bardzo duża różnica w relacji Will - Bruno i Will - James - z czasem okaże się dlaczego. Jeśli uważasz, że opowiadaniu brakuje realności to trudno - na to już nic nie mogę poradzić :) Pozdrawiam i dziękuję za opinię :)
UsuńTu się zgodzę. Nie trzeba za każdym razem przedstawiać każdego szczegółu - też tego nie lubię i też tego nie wymagam.
UsuńJasne, że działa to tak, że raz ci się upiecze, a raz nie. Przykładem jest mój mąż, co jemu nigdy nie wlepili mandatu, zawsze się wymigał. Mi zawsze jak już mnie zatrzymali, to... ech, szkoda gadać. Jednak prócz tych mandatów, mojego męża spotykają też inne sytuacje, w których nie jest zwycięzcą. Wiesz do czego zmierzam na tym przykładzie? Że twój Will zawsze jest wygrany, zawsze jest zwycięzcą, co czyni go postacią nieludzką, przynajmniej w moim mniemaniu.
Jakby do tego jeszcze dodać jego charakter, zachowanie, lekkość w podchodzeniu do większości poważnych spraw i życie jakby był nastolatkiem, to wykluczałoby od razu jego bogactwo, prezesowość, władzę. Mam wrażenie, że postać sama sobie zaprzecza - to co posiada jest zaprzeczeniem jego charakteru, a jego zachowanie zaprzecza dorosłości i powadze z jaką czasami chcesz go przedstawić. Mnie bawi, że wszyscy tak przed nim drżą, bo gdy czytam jak on się zachowuje i jaki jest, to ja bym go na ich miejscu wyśmiała w twarz, a chyba nie taki miałeś cel, prawda? Will jak dla mnie wyszedł strasznie karykaturalnie i nierealnie.
A tak przy okazji, bo wpadłam sprawdzić czy jest kolejny rozdział. Brakuje mi tego rozdziału w spisie treści - taka krótka informacja.
Pozdrawiam i czekam na kolejny, bo ja nie zamierzam skreślać opowiadania, przynajmniej nie dopóki nie poznam o co chodzi z tym bractwem, no i opowieść ma jednak coś w sobie co mnie przyciąga. Tyle, że obecna kreacja bohaterów nie przypada mi do gustu, jest bardzo przerysowana, ale to w mojej ocenie, nikt, ani wy, ani pozostali czytelnicy, nie muszą się ze mną zgadzać.
Nie wiem czy to o mnie chodzi, może między innymi też, ale na pewno nie chciałam nikogo urazić swoim zdaniem. Wyraziłam się dość nieprzychylnie i nieprzyjemnie na temat Williama, ale cóż, takie są moje odczucia. Nigdzie nie napisałam, że musicie zmieniać postaci w przykładnych, uczciwych bohaterów, nawet jeśli czytelnik ich krytykuje. Ja Williama ostro skrytykowałam, bo tak czułam i wyraziłam tylko swoje zdanie. Może właśnie taki jest urok tej całej opowieści...? To że go nie polubiłam, nie oznacza, że nie podoba mi się opowiadanie. Dla mnie to trochę trudny bohater, bo ma strasznie paskudny charakter i nikt nigdzie nie powiedział, że bohaterowie zawsze muszą być aja i cudowni. Jeśli uraziłam któregoś z autorów, to z całego serca przepraszam, nie chciałam tego.
OdpowiedzUsuńSzablon jest bardzo ładny. Skromny, przejrzysty i przede wszystkim jasny. Oczy już mnie nie bolą i czyta się naprawdę przyjemnie. Brawo! :)
Po tym rozdziale widać jaką William ma w mieście władzę. Ma w garści nawet policję. To dość szokujące co pieniądze potrafią zrobić z człowiekiem. Jestem ciekawa, czy gdyby William kogoś zabił, to czy też uniknąłby kary, bo przecież to WILLIAM?
Uśmiałam się. Dotąd wydawało mi się, że Bruno Harris jest taki sam jak William, ale wyobrażając go sobie takiego skruszonego i opierdzielanego przez Williama, zaczęłam się śmiać. Wielki Pan Harris zrobił się mały jak krasnoludek :D
Pozdrawiam :)
Nie, nie - w żaden sposób nie chodziło nam o Twoją opinię. Masz prawo nie lubić Willa, co więcej - jest to jak najbardziej zrozumiałe bo to postać, którą nie jest łatwo lubić :) Chyba udało nam się trafić dobrze z szablonem - troszkę prób i błędów to wymagało, ale w końcu się udało :D Cieszę się, że zauważyłaś kontrast między Bruno a Willem - okazał się naprawdę duży i cóż - taka już jest między nimi relacja :) Bardzo dziękuję za opinię i jeszcze raz podkreślam, że żadnej opinii nie mamy Ci za złe - wręcz przeciwnie :) Pozdrawiam :)
UsuńNa początku William wydawał mi się zwykłym miliarderem, który może sobie na wiele pozwolić, ale teraz wygląda na to, że William jest kimś więcej niż tylko miliarderem. Mam wrażenie, że odgrywa on ważną rolę w w jakiejś grupie, która ma pod sobą wszystkich i wszystko. Może to Bractwo? Dla mnie postać Williama się podoba, bo nie jest jakąś ciepłą kluchą, ani typowym bad boyem za którym oglądają się same dziewczyny. Jest oryginalny i to mi się w nim podoba. Czekam na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńNie mogę jeszcze zdradzić źródeł sukcesu Willa, ale niedługo rąbek tajemnicy powinien zostać uchylony :) Mam trochę zaległości u Ciebie - bardzo za to przepraszam, niedługo powinienem się pojawić. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńRany rety, przepraszam, przeczytałam wieki temu, byłam przekonana, że skomciałam, a dopiero teraz patrzę, że jednak nie. Cóż, już naprawiam swój błąd.
OdpowiedzUsuńWiecie, ja nie lubię Willa. Zdecydowanie go nie lubię, bo to trudna postać. Ale w żadnym wypadku nie uważam, że powinniście go zmieniać, ba, uważam wręcz, że on powinien taki zostać. Przecież każdy z nas ma kogoś za kim nie przepada, kogo uważa za złego człowieka, czasem może nawet mamy do czynienia z większą ilością złych niż dobrych ludków. Ja niejako odbieram postać Willa jako jedną z mocniejszych stron tego opowiadania, bo lubię gdy bohater wywołuje we mnie emocje i chyba wolę jeśli to są te negatywne emocje: złość, irytacja, nawet strach. Dla mnie kreacja Willa jest świetna, pewnie też pisałam wcześniej, że go nie lubię, psioczyłam na niego, ale to naturalne, bo on takie właśnie emocje we mnie wywołuje, więc się tym dzielę, ale w żadnym wypadku nie chciałabym, żeby on się zmieniał ;) Po tym rozdziale widzę zresztą, że on dalej będzie szedł w tę czarną stronę… do tej pory odbierałam go jako zwykłego zadufanego w sobie bogacza, ale teraz okazuje się, że jest on zamieszany w coś wielkiego i niekoniecznie dobrego i ja już na samą myśl zacieram z radości ręce, bo to może sugerować dużo akcji, niebezpiecznej akcji.
Bardzo zasmucił mnie ten końcowy fragment. Bo to tylko pokazuje jak bardzo światem rządzą pieniądze. A jeśli nawet ci, którzy teoretycznie mają za zadanie pilnować porządku, płaszczą się przed kimś, kto posiada spore konto w banku, to dość kiepsko wróży na przyszłość, no ale… to już zupełnie inny temat.
Zasmucił mnie też Bruno, bo liczyłam na człowieka odważnego, trochę chamskiego buntownika, a on przy Willu wyszedł na kulącego się pieska, który cieszy się i merda ogonem, nawet mimo że go rugają. Cóż, może Bruno ma coś w zanadrzu i dlatego tak spokojnie to przyjął, a może po prostu w obliczu kogoś „większego” od siebie staje się galaretkowatym lizusem ;)
Czekam na dalej, pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że tak mówisz. Will ma negatywny charakter i taki już jest. Brak sympatii do niego jest czymś naturalnym bo po prostu trudno do niego pałać sympatią - jego zachowanie, sposób bycia, zwyczaje i mnóstwo innych rzeczy powodują, że człowiek nie chciałby mieć z nim wiele do czynienia. Z drugiej jednak strony bardzo się również cieszę, że wywołuje on w Tobie emocje bo to jest najważniejsze - jeśli wywołuje emocje negatywne to jest dobrze, jeśli nie wywoływałby ich wcale to wtedy zacząłby się problem :) Dziękuję za opinię, fakt, że pojawia się z opóźnieniem nie jest żadnym problemem - zarówno ja jak i Ona mamy ostatnio bardzo duże kłopoty z czasem więc o opóźnieniach wiemy wszystko :) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń