Elizabeth
Rząd
identycznie wybudowanych domów szeregowych, wykonanych z czerwonej cegły, rozciągał
się niemalże przez całą długość ulicy. Te dwupiętrowe, wąskie budynki nie
różniły się niczym między sobą i ktoś, kto nie znał dobrze tej okolicy, mógłby
się tu poczuć nieco zdezorientowany. Jednak James bez problemu zaparkował swój
samochód równolegle do drzwi mojego domu. Swego czasu bywał tutaj tak często,
że prawdopodobnie trafiłby tu bez problemu nawet z zamkniętymi oczami. Mimo
wszystko, wolałam tego nie sprawdzać, zwłaszcza jeśli akurat siedziałam tuż
obok niego, na fotelu pasażera.
Deszcz
nadal z dużą siłą bębnił w szyby, sprawiając, że wcale nie miałam ochoty na
opuszczanie ciepłego i suchego auta. Tym bardziej, że gdzieś w moim wnętrzu
pojawiały się drobne wyrzuty sumienia. Wczoraj, dzwoniąc do dziadków, powinnam
była przy okazji wykonać jeszcze jeden telefon, o którym na śmierć zapomniałam.
–
To co, idziemy? – spytał mężczyzna, jednocześnie otwierając drzwi pojazdu.
–
Nie uprzedziłam Hannah…
–
Przecież przyjechałaś do siebie, nie? – James na chwilę przymknął drzwi,
hamując tym samym próby wdarcia się zimnego i wilgotnego powietrza do
samochodu. – Chyba nie musisz uprzedzać osoby, której wynajmujesz mieszkanie,
że chcesz do niego na sekundę wpaść?
–
Nie muszę, ale czuję, że chyba powinnam.
–
Przesadzasz, Lizzie – powiedział, wysiadając z auta. – Idziesz? Bo ja tak.
Nie
widząc innego wyjścia, powoli wygramoliłam się z pojazdu i skierowałam się ku
drzwiom wejściowym. Zdecydowałam się skorzystać z dzwonka, mimo że klucze do
mieszkania spoczywały gdzieś w mojej torebce. Wydawało mi się, że w ten sposób
mniej zaskoczę kobietę swoim nagłym pojawieniem się, niż gdybym wdarła się do
domu nieproszona. Podczas, kiedy ja czekałam, aż moja przyjaciółka jeszcze z
czasów szkolnych otworzy drzwi, James mocował się z dużą walizką, próbując wyciągnąć
ją z bagażnika. Kiedy mu się to udało i dołączył do mnie, drzwi nadal
pozostawały zamknięte. Po raz drugi wcisnęłam przycisk dzwonka. Słyszałam jak z
wnętrza lokalu dochodzi jego stłumiony, zawodzący jęk, który pamiętałam jeszcze z czasów
dzieciństwa.
–
Nie ma jej? – zapytał James, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Mężczyzna
postawił walizkę na niewielkich schodach prowadzących do mieszkania i podwinął
rękaw swojej skórzanej kurtki, by móc spojrzeć na zegarek. – Dochodzi siódma rano, bez jaj, na pewno nie
wyszła jeszcze do pracy. – James podszedł do dzwonka i gwałtownie zaczął go
wciskać raz za razem, sama zaś postanowiłam odszukać klucze w torebce i w ten
sposób dostać się do środka. Jednak nim zdążyłam to zrobić, z wnętrza
usłyszałam głos.
–
Idę! Cholera, już idę!
Po
chwili dotarł do mnie odgłos przekręcanego zamka i moim oczom ukazała się
kobieta. Była to rozczochrana brunetka o krótkich włosach, ubrana jedynie w
kusy, jedwabny szlafrok, z miną wyrażającą chęć zbrodni. Najprawdopodobniej jej
celem miał stać się albo James, albo ja, ale jej zaskoczony wzrok mówił, że
jeszcze nie zdecydowała.
–
Cześć, Hannah – powiedziałam niepewnie z przyklejonym do ust uśmiechem.
–
Elizabeth? James? Ale niespodzianka.
–
Wybacz, że nachodzimy cię tak wcześnie, ale my tylko na chwilę – James
wyprzedził mnie w wyjaśnieniach i podniósł moją walizkę, jednocześnie dając
znać, że jest gotowy żeby wejść do mieszkania. Wówczas, tuż zza drobnej postaci
kobiety wyłonił się nieznany mi brunet. Ten dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany
jedynie w same jeansy, obdarzył nas dość nieprzyjemnym spojrzeniem.
–
Skarbie, wszystko w porządku? – zwrócił się do kobiety, jednocześnie kładąc
swoją dłoń na jej talii, tak jakby chciał zaznaczyć swoje terytorium.
–
Tak, to moi starzy przyjaciele – powiedziała otwierając szeroko drzwi, po czym
zwróciła się do nas – Wchodźcie, wchodźcie.
Gdy
tylko przeszłam przez próg, otuliło mnie przyjemne ciepło. Mieszkanie skąpane było w półmroku.
Najwidoczniej musieliśmy dopiero obudzić Hannah, bo żaluzje w oknach nadal były
opuszczone. Nie umknął mojej uwadze fakt, że wnętrze tego domu wyglądało dokładnie
tak samo jak przed laty, nadal urządzone w stylu końcówki lat
dziewięćdziesiątych.
–
Wybaczcie mi na chwilę, tylko coś na siebie narzucę i przyjmę was jak należy –
powiedziała kobieta, po czym pociągnęła swojego towarzysza za rękę i zniknęła z
nim w głębi mieszkania. Ja zaś spojrzałam wymownie na Jamesa.
–
Trzeba było jednak ją uprzedzić.
–
Daj spokój, Lizzie. Skąd mogłaś wiedzieć, że Hannah kogoś tu sobie sprowadziła.
–
Właśnie dlatego powinnam była zadzwonić. Nienawidzę takich sytuacji.
–
Od kiedy to jesteś taka zasadnicza? Kobieto wrzuć na luz. – Zgromiłam spojrzeniem
mężczyznę i skierowałam się w stronę swojego dawnego pokoju. James podążał za
mną, dźwigając walizkę. – W sumie ciekawe, co stało się z tym jej narzeczonym,
jak mu tam było?
–
Ben. I chyba nawet nie chcę wiedzieć co u niego.
–
Skoro do wszystkich swoich znajomych tak podchodzisz, to nie dziwię się, że milczałaś
przez bite cztery lata. – Kąśliwa uwaga. Przymknęłam na chwilę powieki, ważąc,
czy powinnam powiedzieć to, co chciałam. W końcu jednak emocje wzięły górę nad
rozsądkiem i nieśmiałym postanowieniem, by przemilczeć ten temat.
–
Moi znajomi też milczeli. Nie chciałam się narzucać.
–
Narzucać? – powtórzył za mną mężczyzna. – To Ty uciekłaś bez słowa pożegnania,
do tego nikomu nie mówiąc dokąd jedziesz.
Skąd mogliśmy wiedzieć gdzie jesteś?
–
Numeru telefonu nie zmieniłam – powiedziałam, po czym, wściekła, z całej siły
pchnęłam drzwi swojego dawnego pokoju. Tutaj też wszystko było takie, jak przed
laty. Morelowe ściany, duże, wygodne łóżko, na którym piętrzyły się poduszki w
różnorakich rozmiarach i tanie regały na książki, niebezpiecznie uginające się
pod wpływem zbyt dużego ciężaru.
James milczał. Postawił moją walizkę przy
łóżku i podszedł do okna. Przez chwilę obserwowałam, jak mężczyzna, stojący do
mnie plecami, z dłońmi mocno wciśniętymi w kieszenie jeansów, spoglądał na
ulicę. Mimo naszej wcześniejszej nieprzyjemnej wymiany zdań, teraz nie
potrafiłam się nie uśmiechnąć. James zawsze w ten sam sposób manifestował
tkwiące w nim negatywne emocje i uczucia. Wiedziałam jednak też, że jak wystoi
swoje przepisowe pięć minut, odwróci się już w lepszym nastroju i będzie
pogodnym przyjacielem, takim, jakiego w tej chwili potrzebowałam. Oczywiście, te
kilka lat temu zachowałam się nie w porządku wobec mężczyzny, miał prawo być na
mnie zły, ale znałam Jamesa na tyle, by wiedzieć, że nigdy nie trzyma długo
urazy. I chyba to w nim od zawsze mocno ceniłam.
Korzystając
z panującej w pomieszczeniu niezręcznej ciszy, wyciągnęłam z szafy mniejszą
walizkę i zaczęłam przerzucać do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Ze
smutkiem stwierdziłam również, że opuszczając Denver, nie wzięłam ze sobą ciuchów
na chłodniejszą aurę. Lato do tej pory wszystkich rozpieszczało wysokimi
temperaturami i nawet nie przypuszczałam, że pogoda może ulec zmianie. Ponownie
otworzyłam swoją szafę i zaczęłam przeglądać stare ubrania sprzed czterech lat.
Nawet pomijając fakt, że od tego czasu trendy w modzie zmieniły się
wielokrotnie, to patrząc na rozmiary znajdujących się tam rzeczy zaczęłam
wątpić czy znajdę coś przydatnego. W końcu wyciągnęłam swoją dawną jeansową
kurtkę, która zawsze była na mnie nieco za luźna, a do tego wyjątkowo pasowała do
panującej za oknem pogody.
–
Cholera – jęknęłam, gdy tylko uzmysłowiłam sobie, jak ciasno się w niej czuję.
Zdawałam sobie sprawę, że to wszystko zawdzięczam bogatemu życiu u boku
Brunona. Mój były mężczyzna żył dosyć intensywnie, a co za tym idzie, mnie
również pociągnął w wir wykwintnych kolacji z najważniejszymi klientami jego
biura, nieustannego jedzenia na mieście i objadania się czekoladkami, które
dostawałam od niego zawsze, gdy tylko dopadał mnie depresyjny nastrój. – To wszystko
przez niedobór endorfin – mawiał, wpychając we mnie kolejne kawałki
czekoladowego ciasta, gdy nie miałam nastroju do zabawy na kolejnym nudnym balu
charytatywnym.
–
No cóż, wygląda na to, że komuś się przytyło. – Docinanie mi, było również
jednym ze sposobów Jamesa na poprawienie sobie humoru.
–
Na twoim miejscu powstrzymałabym się od wszystkich komentarzy w trosce o swoje
życie i zdrowie. – James parsknął śmiechem, a mi zrobiło się nieco lepiej, wiedząc,
że rodzący się chwilę wcześniej konflikt został zażegnany.
Ściągnęłam
za ciasną kurtkę i cisnęłam nią w otwartą szafę. Wiedziałam, że jak wrócę tu po
krótkiej wizycie u dziadków, czeka mnie sporo pracy. I to nie tylko ze
zrobieniem porządku z własnymi ubraniami. Mieszkanie potrzebowało gruntownego
remontu. Po śmierci rodziców, kiedy tylko mogłam, unikałam przebywania w tym
przygnębiającym domu, dlatego na początku z pomocą dziadków, później już
indywidualnie, wynajmowałam go zaufanym
osobom po iście atrakcyjnej cenie. W efekcie nie stało puste, ale również nikt
nie inwestował swoich pieniędzy w jego remont. Teraz mieszkanie błagało o
odświeżenie, położenie nowych tapet, a nawet wymianę części podłóg.
Westchnęłam,
pakując ostatnie rzeczy do podręcznego bagażu. Po raz kolejny musiałam układać życie
od nowa. Miałam szczerą nadzieję, że tym
razem już po raz ostatni.
–
Nadal trzymasz nasze zdjęcie – powiedział niespodziewanie James, a ja
gwałtownie poderwałam swoją głowę znad walizki. Mężczyzna stał przy jednej z
wiszących na ścianie półek i w ręku ściskał szklaną ramkę. Poczułam ucisk w
żołądku. Kiedy w pośpiechu opuszczałam Nowy Jork, całkiem przypadkiem
zahaczyłam o ten przedmiot, który, nota bene, znajdował się wówczas na szafce
przy moimi łóżku. W efekcie szkło rozbiło się na milion drobnych kawałków.
Podniosłam wtedy fotografię i nawet nie pamiętam, gdzie ją wówczas położyłam.
To Hannah musiała kupić nową ramkę i ponownie wsunąć do niej zdjęcie. Przez
chwilę milczałam, najzupełniej w świecie nie wiedząc, co powiedzieć. Na
szczęście, nie musiałam się tłumaczyć. W drzwiach pokoju pojawiła się moja
przyjaciółka z delikatnym i nieśmiałym uśmiechem na ustach.
–
Robię kawę. Napijecie się? – spytała.
–
Nie wiem, czy zdążymy. James śpieszy się do pracy…
–
Oczywiście, że tak – przerwał mi mężczyzna, odstawiając ramkę ze zdjęciem na
swoje miejsce. – Praca, pracą, ale kawa musi być. Jestem na nogach od nieprzyzwoicie
porannych godzin, a moi pracownicy z pewnością nie będą ubolewali nad
nieobecnością szefa – Mimowolnie uśmiechnęłam się na słowa przyjaciela. Ja też,
po nieprzespanej nocy w samolocie, słaniałam się z nóg. Nie potrafiłam spać w
tej maszynie, budziła ona we mnie zbyt duże lęki, bym mogła choć na chwilę
przymknąć powieki.
–
Doskonale – odparła kobieta. – Bo wiecie… Tak właściwie to ta kawa jest już gotowa
– Na moich ustach zawitał duży uśmiech. Cała Hannah. Najpierw coś robi a
później myśli.
–
Nie mogłaś tak od razu? – spytał James z wyrzutem i wyszedł z pokoju, kierując
się w dobrze znanym mu kierunku kuchni.
–
Idziesz, Lizzie? – Głos brunetki spowodował, że po raz kolejny podniosłam głowę
znad walizki.
–
Tak, oczywiście. Dorzucę tylko kilka rzeczy i zaraz do was dołączę. – Brunetka
skinęła głową i opuściła pokój.
Gdy
tylko udało mi się dopiąć walizkę, usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Zaczęłam więc szukać w torebce komórki, lecz
zanim udało mi się ją odnaleźć, ta umilkła. Spojrzałam na wyświetlacz ze
zdziwieniem, bo raczej o tak wczesnej porze nie spodziewałam się od nikogo
telefonu. Pomyślałam, że mogło być to połączenie od babci. Zapewne chciała się
dowiedzieć, czy już bezpiecznie wylądowałam. Dziadkowie, tak samo jak ja, nie
lubili samolotów i zawsze drżeli na myśl o tym, że podróżuję za pomocą tej
niebezpiecznej maszyny. Moje zdziwienie było jednak ogromne, gdy okazało się,
że nieodebrane połączenie było od Brunona. Mimowolnie mocniej ścisnęłam telefon
w ręku. Czyżby tak słabo zabawiała go jego nowa sekretarka, że już od rana
troszczy się o swoje sprawy zawodowe? Nie byłam głupia i wiedziałam, o co
chodzi Harrisowi. Od dawna powtarzał mi, że musi wyjechać, a w tym samym czasie
zgłosi się do jego biura jakiś nowy inwestor, któremu miałam wydać projekty. No
cóż, wyglądało na to, że papiery raczej nie trafią dziś do obcej ręki. Z
drugiej jednak strony, w Denver było jeszcze wcześnie. Więc albo Bruno
zapomniał o dwugodzinnej zmianie strefy czasowej, albo coś się stało. Przez
chwilę kusiło mnie nawet żeby oddzwonić, ale szybko zmieniłam zdanie i na
wszelki wypadek wyłączyłam telefon.
Opuszczając
swój pokój, już na korytarzu poczułam charakterystyczny zapach świeżo parzonej
kawy, a do moich uszu dotarł dobrze mi znany kawałek Robbiego Williamsa. Uśmiechnęłam
się pod nosem czując, że wracam na stare śmieci. Mimo, że od mojego ostatniego
pobytu w tym mieszkaniu minęły cztery lata, czułam się dokładnie tak samo jak
przed laty, jak wówczas, gdy przez niemalże rok mieszkałam z Hannah, wynajmując
jej jeden z pokoi. James był u nas tak częstym gościem, że moja przyjaciółka
nazywała go czasem „trzecim współlokatorem”, ale żadnej z nas jego obecność nie
przeszkadzała. Ba, czasem nawet wykorzystywałyśmy go do iście męskich czynności,
takich jak naprawa cieknącego kranu, czy reperacji odpadających w szafce
drzwiczek. Blondyn był chodzącą złotą rączką i jego talent pożytkowałyśmy w
pełni, a że mężczyzna nie marudził z tego powodu, to nawet nie dręczyły nas
wyrzuty sumienia. Niemalże każdego ranka mieliśmy w zwyczaju we trójkę siadać w
niedużej kuchni i popijać kawę. Hannah wówczas włączała radio. Kobieta
nienawidziła ciszy, za to uwielbiała muzykę. Długo mi zajęło, zanim przekonałam
się do jej nieustannego słuchania coraz to bardziej wymyślnych utworów i to
wokalistów, o których istnieniu zazwyczaj nie miałam pojęcia. James zawsze rano
wpadał ze świeżymi bułeczkami i nowym wydaniem gazety, które pobieżnie
przeglądał przy kawie, racząc nas od czasu do czasu iście pikantnymi historiami
z życia znanych polityków czy celebrytów. Dlatego kiedy weszłam do kuchni i
ujrzałam Hannah nucącą „Feel” , swoją ulubioną piosenkę i Jamesa, który
pobieżnie kartkował stare wydanie gazety, poczułam się tu jak przed laty, tak, jak
gdyby w tym domu czas się zatrzymał. Zgodnie ze swoim nawykiem podeszłam do
lodówki, szukając mleka. Moi przyjaciele zawsze pili zwykłą, czarną kawę i to
nawet bez dodatku cukru. Ja zaś lubiłam łagodniejszą formę tego napoju, dlatego
zazwyczaj rozcieńczałam je białym płynem i wsypywałam nieprzyzwoitą ilość
cukru, czym zawsze ściągałam na siebie pełen dezaprobaty wzrok Hannah. Ona,
jako lekarz, nieraz wałkowała mi jakie jest to niezdrowe, ale jej słowa nie
robiły na mnie specjalnie dużego wrażenia.
–
Nie masz mleka? – spytałam, przyglądając się dokładnie każdej z półek.
–
Przecież wiesz, że nie toleruję laktozy – odpowiedziała kobieta, a ja
mimowolnie przygryzłam dolną wargę. Całkiem o tym zapomniałam. Odnalazłam tylko
cukier i wsypując go do kawy dosiadłam się ze swoim napojem do stołu.
–
Powinnyśmy zainwestować w ekspres – powiedziałam do mojej przyjaciółki po
pierwszym łyku ciepłego napoju. Rozpuszczalna kawa, którą przygotowała Hannah, była
okropna w porównaniu do tej, jaką serwował mi każdego ranka Bruno,
przygotowując ją w wyjątkowej, ciśnieniowej maszynie.
–
Księżniczka wróciła na stare śmieci i wszystko zaczyna jej przeszkadzać –
wtrącił James, nie odrywając swojego wzroku znad gazety.
–
Co masz na myśli? – spytałam nieco zirytowana komentarzem mężczyzny i
spojrzałam na Hannah. Po swoim wyjeździe
do Denver tylko z nią utrzymywałam kontakt i regularnie rozmawiałam przez
telefon. Tylko ona wiedziała o moim romansie z Harrisem, ale nie spodziewałam
się, że mogłaby o tym powiedzieć blondynowi. Jej równie zdumiona mina mówiła o
tym, że sama nie wie, o co może chodzić mężczyźnie.
–
Spójrz na to. – James podsunął mi zeszłotygodniowe wydanie gazety, otworzone na
konkretnej stronie. Zaczęłam pobieżnie czytać artykuł z którego dowiedziałam
się, że niejaki Bruno Harris zaczyna własną kampanię wyborczą, chcąc zostać
gubernatorem w stanie Kolorado. Nie wierzyłam w to co czytałam. Przecież Bruno
nie wspominał mi o tym ani słowem. – Szykuje się ładna kariera twojemu
partnerowi – powiedział mężczyzna głosem pełnym nieukrywanej zajadłości.
–
Skąd o tym wiesz? – spytałam zdziwiona.
–
To, że się do mnie nie odzywałaś nie znaczy, że nie interesowałem się tym, co
się dzieje z tobą. Wyobraź sobie, że mi, w przeciwieństwie do ciebie, zależy na
przyjaciołach. – Wszystko wskazywało na to, że jednak nie uda mi się uniknąć
konfliktu.
–
James, ja… – Rozpaczliwie szukałam słów, którymi mogłabym wyjaśnić obecną
głupią sytuację w jakiej się znalazłam. Nie było mi to jednak dane. Po
pomieszczeniu nagle rozległ się dzwonek komórki mojego przyjaciela.
–
Co jest Sawyer? – James rzucił wściekle do słuchawki, po czym opuścił kuchnię.
–
Świetnie – mruknęłam, mnąc leżącą przede mną gazetę.
–
Czego się spodziewałaś, Elizabeth? – spytała Hannah, która do tej pory jedynie
przysłuchiwała się wymianie zdań, jaką toczyłam z przyjacielem. – Mówiłam ci,
żebyś nie zostawiała Jamesa bez słowa.
–
I może teraz oczekujesz, że publicznie przyznam ci rację? – prychnęłam, a
dziewczyna jedynie pokręciła głową.
–
Lizzie, musisz z nim poważnie porozmawiać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z
tego, jak ten chłopak cierpiał po tym, jak ty uciekłaś bez słowa wyjaśnienia.
Musisz zrozumieć jego zachowanie. Z jednej strony widzę w jego oczach radość z
tego, że wróciłaś, z drugiej strony ciągle dostrzegam ból, jaki przed laty mu
wyrządziłaś. – Milczałam nie wiedząc, co mam odpowiedzieć. Hannah miała rację.
Czekała mnie dosyć nieprzyjemna rozmowa, ale wiedziałam też, że dopóki jej nie
przeprowadzę, moje kontakty z mężczyzną
ciągle będą napięte.
–
A gdzie ten twój nowy facet? – spytałam nie tylko dlatego, że chciałam zmienić
drażliwy temat, ale również dlatego, że byłam tym szczerze zainteresowana.
–
Tom? Już wyszedł. Całe szczęście, że zjawiłaś się z Jamesem tak rano.
Zaspaliśmy i Thomas prawie spóźnił się do pracy – powiedziała z delikatnym
uśmiechem na ustach, który również i mi się udzielił. Cieszyłam się, że
dziewczynie na nowo zaczyna układać się życie.
Kiedy James zastanawiał się, co stało się z Benem, narzeczonym Hannah,
powiedziałam, że mnie to nie interesuje. I w pewnym sensie była to prawda. Nie
obchodziło mnie to co działo się z tym facetem po tym jak niedługo przed
planowanym ślubem zostawił moją przyjaciółkę.
–
Musimy jechać – oświadczył suchym tonem James, który nagle pojawił się w kuchni. – Przepakowałaś się już?
–
Tak, oczywiście – odparłam, po czym podniosłam się z krzesła. Mężczyzna już
zdążył oddalić się w kierunku mojego dawnego pokoju, by móc zabrać stamtąd moją
torbę z ciuchami.
–
Powodzenia, Elizabeth – rzuciła na odchodne Hannah.
–
Przyda się – odpowiedziałam ze smutnym uśmiechem. Musiałam wytrzymać godzinę w
towarzystwie naburmuszonego Jamesa. Lepiej dziś być nie mogło.
Standardowo napiszę, że z tego rozdziału również do końca nie jestem zadowolona. Nadal w pespektywie Elizabeth jest akcji tyle, co kot napłakał, ale rozdział czwarty będzie już przełomowy. Na szczęście cały rozdział trzeci, w dwóch perspektywach, jest już ostatnim z rozdziałów wprowadzających.Jak widzicie wygląd bloga nieco uległ zmianie. Mam nadzieję, że przy nowym szablonie będzie czytało się wam wygodniej. Niestety w tamtym mieliśmy duże problemy z czcionką. Były jej dwa rozmiary albo bardzo mała, albo bardzo duża. Próby jej zmiany nie wychodziły nam zbyt dobrze. Co prawda tamten szablon bardziej pasował klimatycznie do opowiadania, ale mamy nadzieję, że ten również chwilowo może być.Wiemy, że część z was wykonuje samodzielnie szablony na swojego bloga. Być może ktoś z Was byłby skłonny wykonać szablon i nam? Bylibyśmy bardzo wdzięczni. Wiemy, że zawsze możemy zamówić w szabloniarnii, ale chyba do końca sami nie wiemy jak chcemy by on wyglądał, dlatego szukamy kogoś, kto nieco czuje klimat bloga i jest w stanie nam doradzić.Standardowo dziękujemy wszystkim za motywujące komentarze – zarówno stałym czytelnikom jak i tym co nadrobili i nadrabiają zaległe rozdziały. Dodatkowo chciałam się dowiedzieć, czy jest tutaj ktoś kto czyta, ale nie ujawnia się komentarzami? Zawsze po opublikowaniu nowego rozdziału na blogu pojawia się mnóstwo wyświetleń, stąd moje pytanie. Jeśli jest ktoś taki, to będziemy wdzięczni za jeden krótki komentarz o treści „jestem”. Tak, by móc wiedzieć ile osób jest zainteresowanych tym opowiadaniem.Jeśli widzicie jakieś błędy, coś wam nie gra w poszczególnych rozdziałach to bylibyśmy wdzięczni za ich wskazywanie. Sami nie zawsze jesteśmy w stanie wszystko znaleźć. Jestem też niezmiernie ciekawa co myślicie o stylu narracji. Czy wam się to dobrze czyta?Jak zwykle rozpisałam się pod rozdziałem. Już kończę, tylko wspomnę, że w dalszym ciągu przepraszamy za poślizgi czasowe na waszych blogach. Okres przed obroną prac magisterskich jest w tym momencie bardzo gorący, a ja ostatnio straciłam wiarę w to, że obronię się w tym roku, mimo, że już mam całą pracę magisterską niemalże gotową. Mam już dość siedzenia w statystykach i ciągłego poprawiania cyferek – zdecydowanie bardziej przepadam za literkami :) Jeśli ktoś z Was będzie się kiedyś zastanawiał nad wyborem promotora, to ja wam dobrze radzę – nie bierzcie perfekcjonisty.Pozdrawiam ciepłoOna
Nie dziwie sie Jamesowi, ze jest wściekły, Hannah tez ma do tego pełne prawo. Emma nir zachowała sie w porządku i musi sie liczyć z faktem, ze przyjaciele żywią urazę. Ale mysle; ze skoro ja zywia, to nadal im zależy i wszystko Bedzie w porządku :) Zastanawiam się, jak to bedzie z powrotem wracać do przeszłości. Faktycznie mało akcji, ale sekrety z przeszłości tez intrygują. Czekam na cd
OdpowiedzUsuńOczywiście, że James i Hannah mają prawo do złości w stosunku do Elizabeth. Przede wszystkim James, ale o tym dlaczego będzie już w kolejnym rozdziale. Cieszę się, że interesują Cię dawne losy bohaterów. Bałam się, że wątek, w którym powoli odsłaniamy karty z przeszłości Elizabeth, na blogu, zostanie źle odebrany. Czytając opowiadania innych osób zamieszczone w sieci, można zauważyć ciągłą i napiętą akcję, której u mnie jak na razie brakuje. Opowiadania spokojne raczej nie cieszą się za dużym powodzeniem. Bractwo takie nie jest, tylko zaczyna się w miarę spokojnie :)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. Mogę zapytać się jeszcze skąd wzięła Ci się ta Emma? :) Pozdrawiam :)
Dlaczego miałby zostgać źle odebrany? Osobiście uważam, że retrospekcje nie tylko są niesamowicie intrygujące, ale również pomagają zrozumieć bohatera w teraźniejszości :p ja najbardizej kocham opisy uczuć i refleksji, a więc dosć spokojne rzeczy, choć jak ktoś świetnie łączy to z akcją,to już w ogóle mistrzostwo.
UsuńPiszę również, aby poinformować, że zmieniłam adres bloga na niezaleznosc-hp.blogspot.com Zapraszam także na świeżo dodaną czternastkę :)
Spokojny rozdział, jednak bardzo przyjemny. Może akcji jest mało, ale ta chwila z przyjaciółmi pozwoliła nam poznać lepiej Lizzy.
OdpowiedzUsuńGłówna bohaterka wydaje się mieć sporo tajemnic przed znajomymi. Tylko, dlaczego ukrywała związek z Brunonem? Hannah o nim wiedziała, ale zapewne niewiele. Dlaczego Elizabeth uciekła bez słowa? Podoba mi się w niej to, że nie wchodzi w buciorach w czyjeś życie, nie dopytuje się. Naprawdę fajna cecha.
Hannah wydaje się ciepłą osobą, lekko zakręconą. Polubiłam ją, choć mało o niej wiem. James również w tej części mnie zachwycił, głównie tym, że nie trzyma długo urazy, ale czasem wyraża się w niemiły sposób. No, ale ma powód, w końcu przyjaciółka wyleciała bez słowa.
Na miejscu chłopaka już opieprzyłabym Lizzy z każdej możliwej stron. Niesamowicie denerwujące jest takie zostawianie znajomych. Zadałabym sobie pytanie, "co to za przyjaźń, jeżeli ktoś mnie nie potrzebuje, a ja nie mogę na niego liczyć". Niby dziewczyna tłumaczyła się, że nie zmieniła numeru telefonu, tylko to nie zmienia faktu, że to ona zostawiła wszystko i wszystkich, i wyjechała.
Elizabeth ma dużo szczęscia, że przyjaciele się od niej nie odwrócili. Niech lepiej o nich dba, bo inaczej kiedys, może ich stracić. Czekam na dalszy rozwój akcji.
Pozdrawiam! ;)
Elizabeth nie tyle chciała trzymać swoje życie prywatne w tajemnicy, co bardziej miała opory przed odezwaniem się do swoich znajomych, z powodu, który zostanie ujawniony w kolejnej części. James jest cierpliwy i wyrozumiały. Dla Elizabeth nawet za bardzo :) O Hannah z pewnością będzie jeszcze dużo informacji w kolejnych rozdziałach.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)
Jestem totalnie team James. Ale już chyba pisałam, że uwielbiam tego typu facetów w opowiadaniach. W sumie nie tylko w opowiadaniach, bo w życiu chyba jeszcze bardziej. Zaradny, samodzielny, kran naprawi, drzwiczki naprawi, tu pomoże, tam pomoże i jeszcze mu to przyjemność sprawi. No kurde, żyć nie umierać. Najgorsze są takie cioty, co to nawet pralki wstawić nie potrafią. Także już samą tą zaradnością James cholernie do mnie przemówił.
OdpowiedzUsuńPoza tym w ogóle mu się nie dziwię, że reaguje na powrót El tak emocjonalnie. No bo z tego rozdziału (i wspomnień) ewidentnie wynika, że byli blisko. Tacy prawdziwi przyjaciele, co to zawsze się ich widuje razem. A Elka nagle zwiewa i nie raczy nawet się słowem odezwać. Jak tak teraz myślę, to ja na miejscu Jamesa bym jej chyba awanturę już przed wejściem do samochodu - na środku ulicy- zrobiła, bo bym nie wytrzymała. I tak go podziwiam, że zdołał z nią w miarę normalnie porozmawiać, przyjechać po nią itp. A ona się nie powinna ciskać, tylko spuścić glowę i przyznać, że zrobiła źle. Chociaż... James nawet nie zadzwonił przez ten cały czas? No w sumie też ma rączki, więc... Nie, stop. To ona ich zostawiła, to ona wyjechała bez słowa, to ona powinna się teraz postarać, żeby to wszystko odbudować. O. Ruda będzie bezwzględna w ocenie tej postaci, bo nienawidzi takiego opuszczania znajomych. El, miej się na baczności!
Hannah polubiłam, chociaż to jest na razie taka... lekka sympatia. Niewiele o niej wiadomo i jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania.
Co do wydarzeń, to chyba tyle. Jestem mega ciekawa jak to się dalej rozwinie, no i mam taką cichą, cichutką nadzieję, że James odegra tu dużą rolę. Natomiast chciałam jeszcze powiedzieć, że jestem totalnie zauroczona twoim stylem <3 Czyta mi się tak lekko, tak przyjemnie, że mogłabym w ogóle nie odrywać wzroku od ekranu. Serio. Można się mega wczuć w ten klimat, który stwarzasz, widzieć dokładnie wydarzenia i przeżywać to wszystko z bohaterami. W skali 1-10 zasłużona dycha!
Niecierpliwie czekam na następny ;*
I nie narzekaj na brak akcji, bo cię pacnę. Przecież kiedyś trzeba przekazać te (może) mniej ważne wydarzenia. A ty robisz to tak ciekawie, że nie ma mowy o żadnej nudzie. Bądź zadowolona z tego rozdziału ;)
UsuńBoję się, że możesz nieco stracić sympatię do Jamesa, po kolejnym rozdziale, chociaż mam taką cichą nadzieję, że może fakt, który o nim wyjawię nie zostanie tak źle odebrany :) Ja też lubię Jamesa i nie ukrywam, że jest to jeden z moich ulubionych bohaterów. Wolę go nawet niż Elizabeth, która jest postacią posiadającą całkiem inny charakter niż ja, przez co czasem mi się o niej źle pisze. Szczególnie biorąc pod uwagę narrację pierwszoosobową.
UsuńJames będzie przewijał się niemalże przez całe opowiadanie. Uważam go nawet za jednego z głównych bohaterów, tuż po Elizabeth i Willu. Mam więc nadzieję, że będziesz usatysfakcjonowana :)
Cieszę się, że styl w jakim piszę Ci odpowiada. Zawsze preferowałam narrację pierwszoosobową, ale teraz zaczynam mieć wątpliwości co do jej odbioru.
Obiecuję, że jak na razie, to ostatni raz, kiedy marudziłam na brak akcji :) Bałam się po prostu, że taki rozdział opublikowany na blogu źle się przyjmie. Śledząc opowiadania innych, to można zauważyć, że ciągle coś się dzieje i poszczególne rozdziały są przerywane w trakcie dość emocjonalnej akcji. U mnie jak na razie nie ma czegoś takiego, więc bałam się, że w takim układzie nie ma tutaj nic, co przyciągnęłoby czytelników :)
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło :)
Uwierz, że wiele w tych rozdziałach może przyciągać;) A jeśli trafi się ktoś, kto będzie oczekiwał intryg, nagłych zwrotów akcji i ogólnie akcji w każdym rozdziale no to... trochę mi go żal xD Niech pójdzie seriale pogladać, bo tylko tam się takie rzeczy dzieją;D
UsuńEj, to ja się nie mogę doczekać nastęopnego rozdziału! I jednocześnie już się go boję, bo nie chcę stracić sympatii do Jamesa :< Chociaż nie chcę też, by był bez wad.
Lubię Jamesa. Wydaje się świetnym przyjacielem. Jest zdecydowany, zaradny i poczucia humoru mu nie brakuje. Facet marzeń. Poza tym potrafi też powiedzieć prawdę, a to rzadka cecha. Wygarnął Lizzie, że nie szukała kontaktu ze starymi znajomymi, ale ona też ma rację - skoro nie zmieniła numeru telefonu, to mogli zadzwonić. Niewiele by ich to kosztowało. James jest również świetny dlatego, że nie chowa długo urazy. Ktoś inny na jego miejscu machnąłby ręką i kazałby E. radzić sobie samej, a on nie. Swoje przemilczał, trochę focha strzelił, ale koniec końców i tak zaczął żartować. Jednak jakaś drzazga nadal tkwi w jego sercu. Niby tego nie pokazuje otwarcie, ale Hannah ma rację. To, że E. zniknęła z jego życia bez uprzedzenia zdecydowanie go zabolało.
OdpowiedzUsuńHannah też wywarła na mnie dość pozytywne wrażenia, ale trochę mniej niż James. Jest świetną przyjaciółką - to na pewno, lecz nie wydaje się tak serdeczna jak mężczyzna. Jest trochę gapowata i to, że najpierw robi, a potem myśli niekoniecznie może się wszystkim podobać. No, ale nie czepiam się. Jako postać jest świetnie wykreowana.
A ty naprawdę nie masz powodu do narzekań! Nie zawsze trzeba lecieć z akcją na łeb na szyję! Czasami trzeba przystopować i dobrze zarysować tło wydarzeń, aby czytelnik nie czuł mętliku. Radzisz sobie naprawdę świetnie i nie musisz marudzić na brak akcji. Ona pewnie niedługo się rozpocznie - tak czuję w kościach.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za pozytywną obronę!
Jamesa nie tyle zabolało to, że Elizabeth się nie odzywała, co fakt ucieczki, który miał dla niego bardzo duże znaczenie - o tym będzie jednak więcej w kolejnym rozdziale. Elizabeth narozrabiała a chłopak i tak ją przyjął niemalże z otwartymi ramionami. Ja na jego miejscu z pewnością odesłałabym tę kobietę do diabła :)
UsuńHannah jest jaka jest. Tacy ludzie też istnieją :) Wierzę, że w kolejnych rozdziałach jeszcze ją polubisz :)
I dobrze czujesz. Rozdział czwarty powinien być pełen niespodzianek i małego zwrotu akcji :)
Dziękuję za opinię oraz wsparcie :) Również pozdrawiam!
Rozdział jak najbardziej spokojny, ale ja na to nie narzekam. Może jestem dziwna, ale ja wolę takie spokojne fragmenty. W sumie to jasne, że tutaj zwłaszcza na początku muszą być takie opisówki, bo raz, że trzeba nas wprowadzić w życie dwójki bohaterów, a dwa, akurat w przypadku Elizabeth jest wiele spraw, które trzeba wyjaśnić, także tak czy siak nie obejdzie się bez opisów i długaśnych wprowadzeń. I nie narzekaj, bo to naturalne, normalna, a tak jak już wspomniałam ja nawet bardziej lubię takie historie, które rozkręcają się powoli i w najmniej spodziewanym momencie wybucha jakas bomba i akcja rusza. Mam wrażenie, że właśnie coś takiego będzie miało miejsce w tym opowiadaniu. Jestem ciekawa co to będzie, jak to będzie i czemu tak będzie :P Ale ciekawa jestem również samej Elizabeth zwłaszcza. Dlaczego ona tak się odcięła od poprzedniego życia? Czyżby to wina Bruno? Nie wydaje mi się mimo wszystko…
OdpowiedzUsuńHm, generalnie zupełnie nie dziwię się Jamesowi. Na jego miejscu też miałabym pewną urazę do Elki, bo tak się nie robi. Nie zostawia się przyjaciół i znika. Ma więc prawo to wypominać, ba, ma też prawo być bardzo nieufny względem E.
No nic, ja czekam na dalej. Głowa i uszy do góry, jest super! ;)
Pozdrawiam!
Jeśli chodzi o Elizabeth i jej zachowanie to jeszcze wiele kwestii wymaga dokładnego wyjaśnienia. Myślę, że zdecydowana większość faktów z jej życia zostanie wyjawiona już w kolejnym rozdziale. I w pewnym sensie za niedługo pojawi się też taka "bomba", tylko, że może nie za duża, która nieco popchnie akcję do przodu :) Cieszę się, że ten rozdział nie okazał się taką klapą, jakiej się spodziewałam. Bardzo dziękuję za komentarz :)
UsuńKurcze, ale się wciągnęłam! Przeczytałam prolog ot tak, bo nie miałam co robić, ale nie sądziłam, że aż do tej godziny będę siedziała nad tym, aż przeczytam wszystkie rozdziały. Na szczęście nie było ich dużo :D
OdpowiedzUsuńHistoria tak mnie zaintrygowała, że aż nie wiem jak to sensownie skomentować. Interesuje mnie każdy wątek i interesuje mnie to, co stanie się z każdą postacią.
Czekam na kolejny rozdział niecierpliwością! :)
Pozdrawiam.
Niezmiernie nam miło, że po naszą historię zdecydowała się sięgnąć kolejna osoba :) Cieszę się, że Ci się spodobało i mam nadzieję, że w dalszej perspektywie czasowej się nie zawiedziesz. Również pozdrawiam i bardzo dziękuję za komentarz :)
UsuńCóż, dobrze, że Hannah jest taką wyrozumiałą personą, bo bez tego przecież Lizzie zostałaby wyrzucona z tego domu najpewniej xD Tak samo czułabym się źle, gdybym nie przedzwoniła wcześniej do starej znajomej, więc to wielki skarb, że nie wyrzuciła jej za drzwi, tylko przyjęła z powrotem na stare śmieci. Ale zastanawia mnie to, dlaczego właściwie wyjechała? Albo coś ominęłam, albo muszę poczekać na dalszy rozwój akcji i wspominki na temat przeszłości, a nóż wtedy dopiero się czegoś dowiem :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi jest szkoda Elizabeth za to, że James ciągle jej tak dogryza... Może nie jest świadomy tego, jak się czuła, co się z nią działo. No i fakt faktem, skoro był jej przyjacielem, powinien wiedzieć, ale może Lizzie miała swoje powody? Zero zrozumienia :/ Tak, niestety stoję teraz po stronie kobiety i nie zmienię tej strony XD
Może w następnym rozdziale więcej się dowiem, może wyjaśnią sobie wszystko... A może to kwestia tego, że James był w niej zakochany, a ona go tak zostawiła, nie dając mu żadnej szansy i nie była świadoma nawet jego uczuć? :o
Na wstępie muszę przeprosić że tak długo mnie nie było, ale kompletnie wyleciałam z obiegu - jak to się mówi. Już sama nie wiem co się dzieje, wszystko zwariowało i gdzie sie nie obejrzę to mam obowiązki. Już dawno miałam wpaśc i ponadrabiać a dopiero teraz znalazłam chwilę.
OdpowiedzUsuńWięc, muszę przyznać że jestem ogromną fanką (przynajmniej jak na razie) Jemesa. Jego postać mnie urzeka, ale chciałabym wiedzieć o nim więcej. Bardzo go polubiłam mimo że ciągle jej dogryza i wygląda na to że nie ma za grosz zrozumienia, no ale ja już tak mam, że lubie łobuzów..
Elizabeth, no nie wiem. Jest jakaś taka.. tajemnicza. Niby już coś wiemy ale mam wrażenie że jeszcze nie wszystko o niej napisałaś.
Co do rozdziału, strasznie szybko go przeczytałam, bardzo spokojny i taki.. "poukładany". Więc czekam jednak na trochę szalonej akcji, ale wiem że na to trzeba poczekać ;)
Przepraszam że tak krótko dziś, ale mam w planie odwiedzić dziś jeszcze kilka blogów!
Do napisania i informuj mnie jak zawsze, nawet gdy mnie długo nie ma <3
Tatuaż z Motylkiem!
Katalogowy Świat
W tym rozdziale było mi szkoda Jamesa. Rozumiem, że z Elizabeth łączyło go coś więcej, niż przyjaźń i ta uciekła do Harrisa. A może to wcale nie on był powodem jej wyjazdu, a po prostu stanął na jej drodze, gdy była już z dala od rodzinnego miasta? Nie mógł być to błahy powód, skoro dziewczyna zostawiła za sobą dotychczasowe życie, które nie mogło być tak złe, skoro bohaterka tak miło je wspomina.
OdpowiedzUsuńWracając do Jamesa i tego, jak mi go szkoda – widać, że dziewczyna sprawiła mu ogromny zawód. Śmiem nawet sobie myśleć, że facet dalej coś do niej czuje – ewentualnie, wraz z jej powrotem, powróciły do niego wspomnienia i to już sentyment. Zastanawia mnie, dlaczego przez tyle lat dziewczyna, niezależnie od tego, jak skrzywdziła chłopaka, nie zebrała się na odwagę, by się do niego odezwać. Byli przyjaciółmi, nierozłącznymi, z tego co zrozumałam, nie rozumiem więc dlaczego go zignorowała(tym bardziej, że z Hannah miała kontakt).
Swoją drogą, skoro Elizabeth miała kontakt z Hannah(którą muszę przyznać, że polubiłam – wydała mi się być bardzo ciepła i naprawdę dla bohaterki dobra), dlaczego przyjaciółka nie powiedziała jej, że ma nowego faceta? Tym bardziej, że jakby nie patrzeć, mieszkanie należy do Lizz. Obawiałam się trochę, że dziewczyna wróci, jakby do innego świata, że nijak nie zazna życia, jakie miała kiedyś(przez co też trudniej byłoby jej pozbierać się po Harrisie) – jednak jej przyjaciele przyjęli ją, jakby wcale nie wyjechała na cztery lata, by prowadzić zupełnie inne życie(pomijając Jamesowe humorki), że sama byłam zdziwiona. Nawet mieszkanie i swój pokój zastała w takim stanie, w jakim i go zostawiła. Myślę, że to i wizyta u dziadków zadziała na bohaterkę niesamowicie budująco.
Wspomnę jeszcze o Harrisie, gdyż jego telefon mnie zaintrygował. Czyżby naprawdę coś mu się stało? A może wrócił do domu wcześniej? Jeśli tak, to musiał się biedaczek zdziwić, że nikt na niego nie czeka. Mam nadzieję też, że opiszesz jego reakcję, jak zobaczy, że Elizabeth usunęła mu dokumenty z komputera :) Należało mu się, sama bym pewnie zrobiła coś podobnego, a w złości może bardziej spektakularnego, typu, wyrzucenie komputera z okna, żeby czasami z pomocą jakiegoś informatyka plików nie odzyskał. Elizabeth jednak chciała odejść po cichu i tym sposobem, zrobiła to, jak dla mnie, bardzo sprytnie.
Ale wracając do tego, że być może Bruno wrócił do domu – czy teraz będzie szukał Lizz? Czy on właściwie wie coś o jej przeszłości? Gdzie mieszkała? Myślę, że nawet jeśli nie, to facet ma tyle kasy, że mógłby jej równie dobrze po całym świecie szukać – i tak pewnie będzie. Nie wyobrażam sobie jego wściekłości, kiedy znajdzie dziewczynę. Myślę, że to będzie wiązało się dla niej z dużymi konsekwencjami. A może nie tylko dla niej, ale jej bliskich też?
Swoją drogą, wciąż czekam na wizytę u staruszków, bo jestem ich i ich reakcji na powrót wnuczki bardzo ciekawa. :) Spodziewam się wybuchu radości, pomieszanego z ogniem pytań, co zaszło między nią a Brunem. Tym bardziej, że starsze osoby często są bardzo zasadnicze i mają swoje poglądy na temat związków i wierności kobiet w stosunku do mężczyzn – mi jednak wydawali się być bardzo za wnuczką, przez co, mam nadzieję, nie będą próbowali ganić jej za odejście.
Aż żałuję, że kolejny rozdział Elizabeth dopiero za miesiąc – chyba, żeby się naczytać, musiałabym dostawać rozdziały hurtowo :) Nie pozostaje mi jednak nic, prócz czekać.
Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów!
Jak ja nienawidzę deszczowej pogody! No chyba, że siedzę w domu i nie robię nic innego poza spoglądaniem w okno :D Wiesz? Uwielbiam Jamesa i to jego podejście do wszystkiego. Całkowicie zgadzam się z nim i tym, że Lizzie przesadza jeśli chodzi o mieszkanie. Kurde w końcu wróciła do siebie, do WŁASNEGO mieszkania, które wynajmowała komuś obcemu! Jedyne kto powinien być zażenowany to Hannah :D
OdpowiedzUsuńLizzie i James są świetni i uroczy na swój sposób. Raz się kłócą, a zaraz rozmawiają i śmieją się. Prawdziwi przyjaciele! Przyznam się, ze mnie też ostatnio się troszkę przytyło ale jeszcze nie aż tak żeby nie wejść w moje ulubione spodnie :D Na szczęście już z tym walczę i jestem na dobrej drodze!
Fakt, wyjechać bez pożegnania, zwłaszcza z przyjaciółmi? Trochę nie w porządku? Bardzo nie w porządku! Ja bym się chyba śmiertelnie obraziła, ale z jednym Lizz ma rację. Telefon działa w obie strony i zarówno ona jak i James mógł zadzwonić do niej, choćby po to żeby na nią nawrzeszczeć i pokłócić się z nią, żeby potem móc się z nią pogodzić :D
Przyjaciel przyjacielem... Ale wydaję mi się, że El nie jest mu obojętna i mimo tego, że się na nią złości i ma jej za złe, że się z nim nie pożegnała, to ich spór w końcu zostanie zażegnany.
To chyba tyle na dziś. A, ważna informacja: Twoje rozdziały NIE są ani nudne ani niezadowalające. W każdym opowiadaniu czy książce potrzebne są wręcz rozdziały, w których jest trochę mniej akcji a więcej spokoju :P
Jestem z siebie bardzo dumna, że udało mi się wszystko nadrobić i teraz mogę być na bieżąco :) Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tak długiej nieobecności, ale powiem Wam szczerze, że świetnie mi się nadrabiało zaległości! Przez chwilę mogłam czytać wszystko jednym ciągiem i nie czekać na nowośc tylko od razu do niej przechodzić! :D Cieszę się, że już niedługo pojawi się kolejny rozdział i czekam na niego niecierpliwie!
Pozdrawiam i życzę duuuużo weny i jeszcze więcej cierpliwości do mnie :*
Długo brałam się za przeczytanie tego rozdziału. Głównie przez brak czasu, ale w końcu jestem i muszę przyznać, że wyszedł na prawdę dobry. Nie było w nim wiele emocjonujących akcji, które trzymają człowieka w napięciu, ale i tak czytało się to bardzo lekko i przyjemnie. Się nie dziwię reakcji Jamesa. Ja też bym tak zareagowała gdyby moja przyjaciółka zniknęła bez żadnego kontaktu. Z drugiej strony on też mógł do niej zadzwonić. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :*
OdpowiedzUsuńJa już pominę fakt jak ona potraktowała tego całego Jamesa i... przyjaciółką to bym ją po czymś takim z pewnością nie nazwał, bardziej zapatrzoną w siebie dziunie, niewartą nawet złamanego grosza i szczerze mam nadzieję, że w tym opowiadaniu skończy na jakieś ulicy jako kurewka, bo... bo jeśli chodzi o Bruna to poleciała na pieniądze. Co do samego Bruna, to kolejny facet bez jaj, co zdradzać, być może i zdradzał, ale jednak kawki, czekoladki i inne takie do łóżeczka co rano serwował. Teraz rozumiem dlaczego żonka dała od niego nogę, nie dlatego, że ją zdradził, a dlatego, że miała za dużo w dupce i w główce jej się od tego popierdoliło.
OdpowiedzUsuńWitaj, przybywam wreszcie z komentarzem. Jest mi wstyd, że tak długo zwlekałam, ale brak czasu, ciągła bieganina, załatwianie różnych spraw powodują te opóźnienia.
OdpowiedzUsuńNie przesadzaj, to że nie ma akcji to akurat normalne. Tylko nieliczna część historii zaczyna się od akcji. Najpierw musi być wprowadzenie czy wstęp, żeby prawidłowo przygotować czytelnika na akcje. Wierz mi, że to bardziej skutkuje potem :D Dobra, ale jeśli chodzi o rozdział, to mnie osobiście się podobał. Nie wyhaczyłam błędów (a nawet jeśli są, to co z tego? Nie wytykam nikomu, bo ważniejsza jest dla mnie fabuła i treść). Polubiłam i Jamesa i Hannah! Przyjaciółka Lizzie wydaje się naprawdę w porządku i choć kobiety przez te wszystkie lata miały ze sobą kontakt, to i tak nie ma to jak spotkanie oko w oko. Z tym kontaktem to gorzej jest u Jamesa, który wyraźnie ma żal do Lizzie. Musisz wiedzieć, że ja wszędzie wyczuwam romanse, uczucia i miłości, więc zwyczajnie podejrzewam, że James po prostu darzył lub nadal darzy Elizabeth jakimś uczuciem. Osobiście nie wierzę w przyjaźń między kobietą, a mężczyzną, więc śmiało twierdzę, że on coś do niej czuje. Sama Hannah przyznała, że bardzo cierpiał po jej zniknięciu... a kiedy wróciła bardzo się ucieszył. To chyba o czymś świadczy, nie? Tak czy inaczej powinni ze sobą poważnie porozmawiać. I w ogóle James okazał się mega prawdziwym przyjacielem, bo po tym jak wyjechała na lata bez pożegnania i uuu nagle się pojawiła, to ja na miejscu Jamesa zastanowiłabym się, czy jej pomagać i czy w ogóle z nią rozmawiać... Nooo i jeszcze jeden dowód na to, że Elizabeth nie jest mu obojętna! :D (Nina Romantyczka)
I właściwie: po jakiego grzyba Harris do niej dzwoni? Czy tym inwestorem nie okaże się przypadkiem... William? :D
Czekam na kolejne rozdziały Waszego autorstwa, pozdrawiam serdecznie! ;*
A i jeszcze jedno, co zapomniałam dopisać:
OdpowiedzUsuńSzablon jest ok, czcionki też, tylko mnie osobiście drażnią kolory. Wybaczcie, ale musiałam rozdział skopiować sobie do worda i ze spokojem przeczytać, bo moje oczy najwyraźniej nie tolerują mixu takich kolorów. Ciężko mi się czytało. A tak to wszystko w porządku :)
Ja mam jedynie mieszane uczucia, co do nazwania mleka białym płynem. No jakoś mi to nie pasuje, ale ja się tam nie znam, może to nie błąd, ale jak dla mnie to trochę nie pasuje.
OdpowiedzUsuńRozdziały spokojne zawsze i wszędzie muszą być, bo dzięki nim poznajemy bliżej bohaterów. No i czasem trzeba pokazać zwykłe życie, bo inaczej by było, że bohaterowie są nierealni, bo ciągle coś się by działo. Nie wiem czy dobrze obrałam to w słowa i zrozumiesz mnie. Głowa mnie boli, więc mogę pisać jeszcze bardziej chaotycznie.
Nie wiem dlaczego Liz uciekła nagle z nikim się nie żegnając. Nawet jeśli miała ważny powód, to miała dość czasu by odezwać się do starych przyjaciół. I tak ma dobrze, bo inni na miejscu Jamesa by olali ją całkowicie i w ogóle nie przejmowali się jej przyjazdem ani nie pomagali. Chociaż James też mógł spróbować nawiązać kontakt z Liz. Skoro i tak interesował się jej życiem, to dlaczego tego nie zrobił?
Jestem niezmiernie ciekawa i czekam na wkroczenie tego tajemniczego bractwa. Kim oni są, co będą robić, jakie ze sobą przyniosą zagrożenie i jak połączą się losy Willa i Liz. Czekam na to niecierpliwie^^
Życzę weny i pozdrawiam!
Właśnie nadrabiam zaległości na wszystkich blogach, trochę tego jest, więc nie zostawiałam komentarza pod każdym rozdziałem, tylko napiszę wszystko tutaj w jednym.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, spodobał mi się pomysł z wykorzystaniem prawdziwego zdarzenia jako przyczyny śmierci rodziców ELizabeth. W sumie chyba pierwszy raz spotykam się z czymś takim, przynajmniej jeśli chodzi o historie publikowane na blogach. Swoją drogą ja na miejscu Elizabeth chyba w życiu nie wsiadłabym do żadnego samolotu i zawsze decydowałabym się na inny środek transportu.
Nie dziwię się Jamesowi, że jest zły na E. I tak całkiem normalnie z nią rozmawiał przez większość czasu, chociaż miał powody, by nie chcieć powiedzieć choćby słowa. Tym bardziej, że E. nie zerwała kontaktu ze wszystkimi znajomymi...
A tak z drugiej strony zastanawiam się, czemu James nie próbował chociaż zadzwonić do E., kiedy kobieta wyjechała. Rozumiem, że mógł się poczuć urażony, kiedy zniknęła bez pożegnania, ale sam też nie próbował nawiązać kontaktu.
A Will mnie irytuje jak zwykle swoim podejściem do kobiet i w ogóle całym swoim zachowaniem. Chociaż zaskoczyło mnie, że bez problemu postanowił przelać siostrze pieniądze. Może jednak nie jest taki do końca zły. Ale i tak póki co go nie znoszę.
Pozdrawiam
j-majkowska
Ja chyba większość co mogłam powiedzieć o tym rozdziale już napisałam w komentarzu do poprzedniego. Niby szkoda mi Jamesa, ale jednak nie do końca. Jeśli naprawdę mu tak zależało na kobiecie, nieważne czy jak na kobiecie czy jak na przyjaciółce, to jednak by coś zrobił i zawalczył, starał się znaleźć kontakt i się dowiedzieć co u niej. Jeśli by go odepchnęła, to bym zrozumiała, że nie chce być wiernym pieskiem co czeka na skinienie pani pod jej drzwiami, wiedząc, że nigdy go nie wpuści nawet za próg, ale to by było, jeśliby spróbował, a on nie próbował, on odpuścił. Myślę, że mężczyzna, który nie umie zawalczyć o kobietę nie jest jej tak naprawdę wart i tu znowu Bruno wychodzi na prowadzenie, bo on zdaje mi się przyjechał po żonę czy do żony, ale jednak coś zrobił, wykonał jakiś krok w jej kierunku. Nie wiem jeszcze czy spodoba mi się ich spotkanie i ich rozmowa, i w ogóle jego reakcja, ale jednak póki co to jako jedyny z bohaterów zachowuje się w miarę racjonalnie i tak naprawdę choć nie jest on głównym bohaterem, to on najbardziej trzyma mnie przy tym opowiadaniu, no i jeszcze prolog, to tajemnicze bractwo, którego nie mogę się doczekać, bo sami Elizabeth i William są jak większość blogowych bohaterów i brak mi w nich oryginalności. Zazwyczaj blogowi bohaterowie są nastolatkami, a tutaj mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, odnoszącym sukcesy biznesmenem, pewną siebie kobietą, która była żoną, a ja ciągle mam wrażenie jakbym czytała o nastolatkach.
OdpowiedzUsuń