niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział pierwszy (1)


Elizabeth

Ukryta za delikatnym materiałem muślinowej zasłony, obserwowałam jak Bruno Harris wkładał walizki do swojego luksusowego samochodu. W sercu łudziłam się, że ten postawny, przystojny mężczyzna choć na chwilę uniesie swoje oczy w kolorze gorzkiej czekolady i obdarzy mnie, tak jak zawsze, magnetyzującym spojrzeniem. Moja nadzieja jednak zgasła szybciej niż zdążyła się pojawić. Widziałam jedynie jak czarna czupryna włosów, gdzieniegdzie przecięta już siwymi pasemkami, zniknęła w drzwiach auta. Bruno nie spojrzał nawet na dom, nie szukał mojej postaci w oknie, ani wcale nie miał zamiaru się ze mną pożegnać. Wiedziałam jednak, dokąd mu się tak śpieszyło. Miał udać się w wyjazd służbowy, ale nie sam. Towarzystwa miała dotrzymać mu jego nowa sekretarka, blondynka, której imienia do tej pory nie pamiętałam. Mężczyzna chyba myślał, że się tego nie dowiem, a ja całkiem przypadkiem przeczytałam w jego telefonie komórkowym wiadomość, która nawet nie pozwalała na to, by w moim sercu pojawiły się jakiekolwiek złudzenia. Harris mnie zdradzał. To był niezaprzeczalny fakt.
– Pożałujesz tego, Bruno – wyrzuciłam z siebie, gdy jego czarny samochód zniknął z mojego pola widzenia.
Wściekła odwróciłam się tyłem do okna i opuściłam sypialnię, którą dzieliłam z mężczyzną przez niemalże dwa lata. Sprężystym krokiem dotarłam do salonu, a tam do barku, w którym Harris zawsze trzymał różnorodną gamę najlepszych alkoholi. Miałam ochotę na czerwone wino, jednakże gdy uświadomiłam sobie, że zanim wezmę pierwszego łyka trunku będę musiała odnaleźć korkociąg i kieliszek szybko zmieniłam zdanie. Sięgnęłam po napoczętą butelkę whisky i niewiele myśląc wzięłam dosyć spory łyk z gwintu. Wiedziałam dobrze, że ta z pozoru niewielka dawka i tak na mnie zadziała, gdyż zawsze miałam strasznie słabą głowę. Teraz jednak szukałam lekarstwa by znieczulić ból serca i to w tym momencie wydawało mi się najbardziej odpowiednim środkiem.
Po raz drugi uniosłam butelkę do ust, jednak wówczas mój rozsądek zaczął krzyczeć w proteście. Nie mogłam się tak po prostu upić. Miałam w planach opuścić ten pełen bolesnych wspomnień dom i uciec od niego jak najdalej. Odstawiłam więc whisky z powrotem do barku i powolnym krokiem skierowałam się w stronę sypialni. To pomieszczenie, utrzymane w zimnym białym kolorze, od razu zaczęło mnie atakować różnobarwnymi obrazami z przeszłości wśród których były te, które ściskały mnie mocno za serce, powodując jego tępy ból, ale również i takie, które ciągle sprawiały, że na mojej twarzy wykwitał rumieniec. Starałam się za wszelką cenę zignorować te natarczywe myśli, a najlepszym sposobem na to, było odwrócenie uwagi.  Dlatego też wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Jednocześnie, nie chcąc marnować czasu, odnalazłam komórkę leżącą na nocnym stoliku i wybrałam numer, pod który już dawno nie dzwoniłam. Po trzech długich sygnałach, z drugiej strony odezwał się ciepły, kobiecy głos.
– Elizabeth? Cóż za niespodzianka! Myślałam już, że całkiem o nas zapomniałaś!
– Oczywiście, że nie, babciu. Byłam tak zapracowana przy projekcie, że nie zauważyłam kiedy minęły mi ostatnie trzy tygodnie – odpowiedziałam, poniekąd zgodnie z prawdą. Jednak nie kontaktowałam się z dziadkami z innego powodu. Między mną a Brunonem już od dawna nie było dobrze. Gdybym zadzwoniła wcześniej do babci, ta z pewnością usłyszałaby w moim głosie, że jest coś nie tak i przyjechałaby tu z niezapowiedzianą wizytą, by rozwiązać moje życiowe problemy. Tego wolałam jednak uniknąć za wszelką cenę.
– Ach, to cała ty. Tylko praca i praca. Mogłabyś w końcu pomyśleć o swoim prywatnym życiu. – W głosie staruszki wyczułam lekko karcący ton. W obawie, że zaraz zacznie wygłaszać mi swoje kazanie, które od lat znałam już na pamięć, od razu przeszłam do konkretów.
– Kiedyś na pewno nad tym pomyślę, ale nie dziś. Mam zarezerwowany nocny lot do Nowego Jorku. Możesz z dziadkiem czekać jutro na moją wizytę. Wpadnę do Milford na kilka dni.
– Sama? – To pytanie mnie nie zaskoczyło.
– Tak. Sama – odpowiedziałam i wzięłam głęboki wdech wiedząc dobrze, co zaraz nastąpi.
– A Bruno?  Pokłóciłaś się z nim?
– Nie, babciu. To nie tak. – Nie miałam ochoty na tłumaczenie jej mojej obecnej sytuacji życiowej. Tym bardziej, że od samego początku dziadkowie najpierw byli niechętni w stosunku do mojego wybranka, gdyż nie podobało im się to, że mężczyzna był starszy ode mnie o niecałe dziesięć lat. Gdy jednak dowiedzieli się o tym, jak zamożny jest Harris, nagle zmienili o nim zdanie, naciskając na mnie, że powinnam wyjść w końcu za mąż. Teraz cieszyłam się ze swojego uporu w tej kwestii.
– Na długo tak w ogóle przyjeżdżasz w nasze strony? – padło kolejne pytanie. Z jednej strony cieszyłam się, że babcia zmieniła temat. Z drugiej wiedziałam, że zaraz nastąpi ponowne zderzenie.
– Na stałe – odpowiedziałam.
– Elizabeth, bój się Boga. Co się dzieje? – Głos kobiety zaczął nerwowo drgać, co mogło jedynie oznaczać, że się o mnie martwi. Kochana staruszka.
– Babciu, to nie jest rozmowa na telefon. Wszystko opowiem ci jutro. A gdybyś do tego zrobiła tą swoją wyśmienitą szarlotkę...
– Aż tak źle? – Zapytała, jednak już nieco spokojniejszym tonem. Wiedziałam, że swoimi słowami na ustach kobiety wywołałam nikły uśmiech. Kiedy jeszcze byłam młodą dziewczyną, na każdy mój smutek babcia zawsze przygotowywała mi moje ulubione ciasto. Po cichu, moja dziecięca naiwność, która do tej pory nie zniknęła, liczyła na to, że tym razem będzie tak samo.
– Do zobaczenia jutro – urwałam rozmowę, chcąc szybko uciec od niewygodnego dla mnie tematu. Usłyszałam tylko jak staruszka wzdycha.
– Uważaj na siebie  Lizzie.
– Oczywiście. Pa – rzuciłam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Szybko dokończyłam zbieranie swoich rzeczy i z trudem dopięłam walizkę. Po  raz drugi odnalazłam swój telefon, ale tym razem po to, by zamówić taksówkę. W momencie, kiedy usłyszałam, że pojazd za niedługo pojawi się pod podanym adresem, w mojej głowie zaświtała pewna myśl. Nie tylko chciałam opuścić Brunona bez słowa, chciałam również, by mężczyzna mógł poczuć to, jak bardzo boli utrata czegoś, na czym tak bardzo nam zależy. Ze swojej torebki wyciągnęłam więc pendriva, z którym niemalże nigdy się nie rozstawałam, i skierowałam się z nim w stronę gabinetu mężczyzny.
Znalazłam się w surowym, niemalże ascetycznym pomieszczeniu. Dominowały tu chłodne barwy, takie jak niemalże w tym całym budynku należącym do Brunona. Do tej pory, tak naprawdę, nigdy nie mogłam się przyjrzeć dokładnie temu małemu gabinecikowi. Rzadko tu wchodziłam, a nawet gdy udało mi się jakimś cudem zajrzeć przez uchylone drzwi, te szybko zatrzaskiwały się przed moim nosem. Była to osobista przestrzeń mojego byłego mężczyzny, który bardzo nie lubił, kiedy ją naruszałam. Teraz zapewne znajdował się na drugim końcu miasta, więc postanowiłam to nieco wykorzystać. Jedna ze ścian pomieszczenia zastawiona była ogromnym, staroświeckim, zapewne dość zabytkowym regałem na książki, który kłócił się z całą ideą nie tylko tego pokoju, ale i całego domu. Nie było tajemnicą to, że Bruno lubował się w nowoczesnych projektach i właśnie w takim duchu urządzone było całe mieszkanie. Również ten gabinet mógłby uchodzić za taki, gdyby nie ten jeden szkopuł. Centrum pomieszczenia zajmowało ogromne biurko. Skierowałam się w jego stronę, po czym rozsiadłam się w wygodnym, skórzanym fotelu i włączyłam komputer. Nie zaskoczyło mnie okienko, proszące  o wpisanie hasła, ale taka mała drobnostka nie mogła mnie powstrzymać od zamierzonego celu. Podczas gdy zastanawiałam się co powinnam wpisać, by móc uzyskać dostęp do cennych dokumentów, mój wzrok spoczął na ramkach ze zdjęciami rozstawionymi na biurku. Na jednej z fotografii ujrzałam siebie w towarzystwie Harrisa. Zdjęcie zostało zrobione przez siostrę mężczyzny ubiegłej zimy, podczas świąt Bożonarodzeniowych. Staliśmy wtuleni w siebie przy ogromnej choince, która mieniła się od mnóstwa kolorowych światełek. Nasze twarze wyglądały wtedy na takie radosne. Gdyby ktoś wówczas powiedział mi, że nim dobrze minie pół roku, ta bańka mydlana jaką sobie stworzyliśmy pryśnie… Nigdy bym w to chyba nie uwierzyła. Z drugiej fotografii uśmiechali się do mnie rodzice i dwie siostry Brunona. Uwielbiałam rodzinę mężczyzny. Pomimo dużej różnicy wieku między mną a Harrisem, akceptowali mnie i traktowali jakbym już była jedną z nich. Jak się jednak okazało, tylko oni liczyli na to, że zagrzeję tu dłużej miejsce – mężczyzna miał jednak co do mnie inne plany. Ostatnia fotografia przedstawiała uroczą kobietę o niesamowicie pięknych, kasztanowych lokach, jasnej cerze i delikatnym, aczkolwiek smutnym uśmiechu. Domyśliłam się, że zdjęcie musiało przedstawiać tragicznie zmarłą żonę Brunona, chociaż nie miałam co do tego stuprocentowej pewności – tę fotografię miałam okazję oglądać po raz pierwszy w życiu. Harris nigdy nie chciał rozmawiać o Megan, nie wspominał dobrych momentów z ich wspólnego życia, tym bardziej nie pozwolił na to, by ktoś powiedział głośno, że kobieta nie żyje. Czasem wydawało mi się, że mężczyzna próbował z siebie wyprzeć jakiekolwiek wspomnienia o niej. Kiedy jednak nie radził sobie z ogarniającym jego umysł smutkiem, wówczas opuszczał swoje biuro, szwendał się po swojej małej firmie i gdy dochodził do mojego stanowiska pracy, zawsze przy całym zespole wytykał mi błędy w projektach. Kiedy kończył swoje reprymendy, zapraszał mnie do swojego gabinetu pod pretekstem pomocy w poprawie rażących niedopatrzeń z mojej strony. Wszystko zmieniało się jednak, kiedy przepuszczał mnie w drzwiach swojego biura, zasuwając je za sobą. Nie był wówczas ważny projekt, nie byłam ważna ja, jednak ukojenie  jakie mógł znaleźć w moich ramionach.  A ja, głupia, pomyliłam pożądanie z miłością. Bruno, pomimo tego, że darzył niezaprzeczalną miłością Megan, nie był jej wierny. Już rok przed śmiercią kobiety zdradzał ją  ze mną. Byłam wówczas zauroczona swoim szefem, jego powagą, szykiem i uprzejmością. Imponował mi projektami, jakie wychodziły spod jego ręki, a do tego był uznawany za najlepszego architekta w Denver. Był moim mentorem, z którym zbyt blisko się związałam. Oczywiście miało to swoje plusy – szybkie awanse, możliwość pracy w najlepszym zespole. Kiedy dowiedziałam się o śmierci Megan, cieszyłam się jak dziecko. Byłam pewna, że między mną a mężczyzną wszystko się ułoży. Stałam się jednak na pewien czas jedynie maszynką do pocieszania, a kiedy wydawało mi się, że wszystko zaczyna się układać, kiedy wprowadziłam się do Harrisa i poznałam bliżej jego rodzinę, dowiedziałam się również, że Bruno mnie zdradza.
Oderwałam swój wzrok od zdjęć i bezmyślnie wpisałam w okienko na monitorze „Megan”. Ku mojemu zdziwieniu trafiłam za pierwszym razem. Cóż, Bruno nie był najwyraźniej twórczy w wymyślaniu bezpiecznych haseł – ryzykowne posunięcie z jego strony. Szybko przejrzałam zgromadzone na pulpicie dokumenty. Moją uwagę przyciągnął jednak pewien projekt, nad którym mężczyzna w ostatnim czasie spędzał wiele godzin. Wiedziałam, że będzie mu bardzo szkoda, gdyby w jakiś całkiem niezrozumiały sposób ten plan prywatnego mieszkania nagle zniknął z dysku, tym bardziej, że musiał być naprawdę ważny, gdyż przeglądając go, nie umknął mojej uwadze fakt, że wszystko było wyliczone do granic najwyższej perfekcji. Projekt zrzuciłam na swoją przenośną pamięć i usunęłam go z komputera. To samo zrobiłam z kilkoma dokumentami, które wydały mi się dosyć ważne. W momencie, kiedy wyłączyłam sprzęt, usłyszałam, że pod dom akurat podjechała taksówka. Zostawiłam klucze do mieszkania na półeczce w przedpokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Przed budynkiem, jak na tę porę dnia, panowała zaskakująca cisza, tak jakby ktoś nagle wyłączył z ruchu pobliską ulicę. Do moich uszu dochodził jedynie odgłos  własnych obcasów, uderzających miarowo w czerwono-szary podjazd, starannie ułożony z kostki brukowej. Kiedy zbliżyłam się do samochodu, taksówkarz, który najwyraźniej zobaczył mój ogromny bagaż, postanowił opuścić na chwilę auto i pomóc załadować mi walizkę do bagażnika. Po raz ostatni spojrzałam na piękny i nowoczesny dom jednorodzinny. Żałowałam, że to wszystko musiało się właśnie tak skończyć. By nie pozwolić wyjść na zewnątrz swoim emocjom, upchniętym i zdeptanym gdzieś tam na dnie serca, wsiadłam szybko do samochodu i mimo wszystko starałam się odciągnąć swoje myśli od całej tej sytuacji.
– Lotnisko? – usłyszałam pytanie. Zaskoczona podniosłam wzrok, który tępo utkwiłam w swoich dłoniach, bezwładnie leżących na kolanach. Uniosłam głowię i spojrzałam na kierowcę. Mężczyzna, na oko, był koło czterdziestki, miał pokaźny mięsień piwny i długą brodę. Nie był typem człowieka, który by wzbudzał sympatię.
– Tak. Poproszę – odpowiedziałam i zaczęłam się przypatrywać rozmywającym się za szybą widokom miasta, miasta, w którym spędziłam ostatnie cztery lata swojego życia.
Denver było chyba najbardziej urokliwym miejscem na świecie, nie dość, że położone u podnóża Gór Skalistych, to jeszcze nad rzeką Platte Południową. Było to ucieleśnienie innowacji człowieka, wciśnięte pomiędzy potęgę natury. Uwielbiałam widok wieżowców, które podczas sprzyjającej pogody odcinały się na panoramie potężnych skał. Jak gdyby tego było mało, miałam przyjemność pracować na najwyższym piętrze w jednym z drapaczy chmur. Zajmując swoje stanowisko pracy tuż przy oknie, mogłam godzinami wpatrywać się w ośnieżone szczyty.
– Podoba ci się ten widok? – Spytał pewnego razu Bruno, kładąc rękę na moim ramieniu. Siedziałam na wygodnym fotelu w gabinecie mężczyzny, bawiąc się w rękach ołówkiem. Pozwoliłam moim myślom odpłynąć, pomimo faktu, że mieliśmy się skupić na projekcie wykwintnej restauracji. Termin zbliżał się nieubłaganie, a my tkwiliśmy w miejscu. Z tego powodu szef ściągnął mnie o wiele wcześniej do pracy i dzięki temu mogłam wówczas oglądać potężne góry oświetlane przez wschodzące słońce.
– Jest piękny – powiedziałam, po czym odwróciłam się do stojącego za mną mężczyzny. Ten uśmiechnął się do mnie nieznacznie.
– Jak w końcu uporamy się z tym nieznośnym projektem, to obiecuję ci, maleńka, że pojedziemy tam na weekend.
– Tak daleko? – spytałam zaskoczona jego deklaracją. Bruno zaśmiał się cicho.
– To tylko dwie godziny drogi – powiedział i pochylił się nad moim uchem. – A do tego niezapomniany weekend. To co, maleńka, zgadzasz się? – Na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech.
– Nie mogę się doczekać.
To właśnie góry dały początek płomiennemu romansowi, który rozwinął się pomiędzy mną a mężczyzną. Dnie mijały mi na spacerach po dopiero co wiosennie zieleniących się górskich zboczach, wieczory na długich rozmowach przy lampce wina, a bezsenne noce w ramionach szefa. Do dziś nie wiem, co takiego ten mężczyzna miał w sobie, że nie potrafiłam się od niego uwolnić, nawet wówczas, kiedy zaważyłam, że mnie okłamał i z jego kieszeni wypadła obrączka. Trzymałam się go niczym tonący chwytający się brzytwy. A im mocniejszy uchwyt, tym głębsze rany.
Mimowolnie po moim policzku spłynęła jedna łza, którą natychmiast wytarłam wierzchem dłoni. Nie wiedziałam jednak dobrze, czego ona była zwiastunem. Utraty miłości? Wygodnego życia w luksusie, jakiego wcześniej nie miałam okazji doświadczyć? A może to był żal spowodowany opuszczeniem miasta, które przez cztery lata było moją kryjówką przed światem?
Na lotnisku znalazłam się dużo wcześniej, niż pierwotnie przypuszczałam. Wolałam jednak czekać na swój lot tutaj, a nie w domu Brunona, w którym każdy przedmiot wywoływał raniące wspomnienie tych chwil, które miały już nigdy nie wrócić. Mimo, że nienawidziłam wszystkiego, co wiązało się z samolotami, to nie mogłam odmówić pomysłu temu, kto projektował ten port lotniczy. Patrząc na niego z góry lub z dalszej perspektywy, przypominał mi białe pole namiotowe, które, jak mi się czasem wydawało, kołysało się na wietrze.  
Wiedząc, że do odprawy mam jeszcze kilka godzin, skierowałam się do kawiarni, ciesząc się, że nie zapomniałam zabrać ze sobą z domu kolorowych kobiecych czasopism, w które zaopatrzyłam się już kilka dni temu. Złożyłam zamówienie i zaczęłam przeglądać pobieżnie magazyny.
– Pani kawa. – Spojrzałam zaskoczona na kelnerkę. Nie zauważyłam, kiedy ta młoda dziewczyna, która zapewne musiała nosić miano uczennicy, podeszła do mnie z moim cappuccino.
– Dziękuję – powiedziałam, siląc się na delikatny uśmiech. Dziewczyna go odwzajemniła i odeszła w kierunku innego stolika. Przez chwilę jej zazdrościłam. W tamtym momencie sama znowu chciałam stać na skraju dorosłego życia i zacząć je od nowa, nie popełniając już tych samych, głupich błędów. Obecnie nie miałam nic poza spieprzonym życiem. Okres, kiedy studiowałam i lata tuż po tym, to jedno, wielkie pasmo moich złych decyzji, potknięć i mojego uporu, kiedy to za grosz nie słuchałam rad innych. Wyciągnęłam z tego jeden wniosek na przyszłość – nie pchaj się w środowisko, do którego nigdy należeć nie będziesz. Mogłam go jeszcze bardziej zawęzić i wówczas brzmiałby w ten sposób – nigdy więcej nie wiąż się z żadnym bogatym mężczyzną. Na myśl, że gdybym kilka lat temu, zamiast uciekać, skorzystała z pewnej propozycji… Moje życie z pewnością wyglądałoby inaczej, byłoby spokojne i ułożone, a nie pełne goryczy, jak teraz. Z perspektywy czasu żałowałam, że kiedyś nie podjęłam innej decyzji, niestety wówczas mój tok myślenia był całkiem inny. A teraz, mimo, że nie cierpiałam latać samolotami, miałam wrócić do Nowego Jorku, swojego rodzinnego miasta i zacząć nowymi, grubszymi nićmi tkać swoje życie na nowo, tym razem, miałam nadzieję, że w jaśniejszych i cieplejszych barwach.

Cóż, chyba nieco powiało nudą, prawda? Nie lubię początków i najchętniej przeskoczyłabym już z fabułą kilka rozdziałów dalej. No, ale trzeba nadać jakieś ramy temu opowiadaniu. Mam nadzieję, że wraz ze mną jakoś przetrzymacie tą niezbyt ciekawą perspektywę Elizabeth i po tym rozdziale nie porzucicie lektury tego opowiadania :)

W imieniu swoim i Jego dziękuję za wszystkie komentarze zostawione pod prologiem. Nie spodziewaliśmy się tylu miłych słów i takiego zainteresowania z Waszej strony.
Jeszcze jedno pytanie w kwestii organizacyjnej. Myślicie, że dodawanie rozdziałów co dwa tygodnie jest optymalne, czy potrzebujecie więcej czasu na przeczytanie? Bo myślę, że możemy się do Was dostosować :)
Zachęcam również do obserwowania bloga, gdyż nie będziemy informować o nowych rozdziałach. Najzwyczajniej nie mamy na to czasu.
Pozdrawiam ciepło i widzę się z Wami 21 lutego. Natomiast już 7 zapraszam na perspektywę Willa.
Ona


29 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza? Super! Z resztą spójrzmy prawdzie w oczy... Kto normalny w środku nocy siedzi i czyta i robi niewiadomo co? No ja. Oczywiście :P
    No dobrze, ale może przejdę do samego rozdziału. Powiało nudą? Proszę Cię. Jak dla mnie wydarzyło się dość dużo jak na pierwszy rozdział. Fakt, Twoje opisy są bardzo długie, ale przyznam Ci szczerze, że są lekkie i bardzo szybko wszystko przeczytałam. A poza tym, tak jak sama wspomniałaś - to dopiero początek i akcja musi nabrać tempa ;)
    Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji. Tutaj akurat przedstawiłaś moment, w którym w zasadzie ona się już pogodziła ze zdradą no i uciekała od pana B. Ja sama bym się chyba na początku załamała i wpadła w płacz. Z resztą jej na pewno też towarzyszyła cała gama uczuć, a tu po pewnym czasie już zdążyła ochłonąć. Zastanawiam się czy słowa "pożałujesz tego" zwiastują jakąś większą zemstę czy tylko (albo może aż!) włamanie się do komputera? :P
    Ach, babcia i jej szarlotka! Babcie to chyba słyną z tych swoich szarlotek! Swoją drogą narobiłaś mi ochoty na ciacho. Nawet niekoniecznie szarlotkę. Może być cokolwiek. Byle słodkie. A najlepiej z dużą ilością czekolady :D
    Cóż, niestety choćbyśmy bardzo chcieli i starali się ze wszystkich sił, to czasu nie da się cofnąć. Możemy tylko pogodzić się z tym co było i rozpocząć wszystko na nowo. Żyć dalej.
    Bardzo ciekawe opowiadanie, fajnie napisane i przyjemne. Szablon bardzo mi się podoba (o czym zapomniałam wspomnieć w ostatnim komentarzu) :P
    Czekam na nowy rozdział, a jeśli nie miałaś jeszcze okazji, to zapraszam do siebie ;-)
    http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie i dużo weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że moje opisy nie były bardzo męczące. Cóż, ostatnio jakoś mam tendencję do rozwlekania wszystkiego :) Motyw zemsty Elizabeth na pewno powróci w opowiadaniu, ale dopiero za jakiś czas. Bardzo dziękuję za opinię :)

      Usuń
  2. Cześć. Ja bym nie powiedziała, że powiewa nudą. Wiadomo, jak to pierwsze rozdziały — jakoś wprowadzić czytelnika trzeba do świata przedstawionego, aczkolwiek nie zawsze jest to żmudne. Mnie się rozdział pierwszy podobał. Oprócz przedstawienia Elizebrth, wplotłaś jej prywatną dramę, co nieco podkoloryzowało rozdział, może nie radośnie, ale dramy zawsze są okey i czytelnika ciekawią, albo jestem dziwna i tylko ja tam mam, że lubię upodlać moim bohaterom życie.
    Szkoda Elizabeth, złamane serce mocno boli, ale jak to mówią „nie ma silniejszego gniewu, niż gniew kobiety” i Bruno chyba po przyjeździe się o tym przekona, widząc, że owoce jego ciężkiej pracy nagle wyparowały. Lepsze niż pożegnalny liścik z plamami od łez, o wiele. Należało mu się w sumie. Nieładnie tak zdradzać kobiety, tym bardziej te, które się kocha. Najpierw żona, a potem następna, pewnie znajdzie sobie szybko nową ofiarę.
    Nie mogłabym zapomnieć o babci! Babcie zawsze wiele wiedzą, bo domyślne są. Nie ma silniejszej mocy od babci. To takie trochę wyrocznie. Wszystko wiedzą, zanim się stanie i w ogóle.
    Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością. Myślę, że odstęp dwóch tygodni jest odpowiedni i raczej każdy powinien znaleźć czas, no, przynajmniej ja znajdę.
    Pozdrawiam i czekam na Jego,
    CM Pattzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że pierwszy rozdział przypadł Ci do gustu. Elizabeth, z pewnością nie jest kobietą, która siądzie i będzie bezradnie płakać nad swoim losem. Ona nie lubi bierności, dlatego postanowiła tą sytuację rozwiązać "po swojemu" :)
      I dziękuję za głos w sprawie odległości poszczególnych rozdziałów od siebie - to dla nas jest bardzo pomocne :)

      Usuń
  3. Nudą? Mogę śmiało powiedzieć, że rozdział pochłonęłam na jednym oddechu. Może nie będzie to zbyt dobrze o mnie świadczyć, ale uwielbiam czytać o problemach, zwłaszcza tych miłosnych. Oczywiście szkoda mi głównej bohaterki, nic tak nie boli jak świadomość, że zostało się zdradzonym przez najważniejszą osobę w swoim życiu. Mam jednak nadzieję, że Bruno tego pożałuje.
    Czekam na ciąg dalszy historii.
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że pierwszym rozdziałem nie zanudziłam nikogo na śmierć. Na początku miałam wrażenie, że opisanie problemów miłosnych głównej bohaterki nie zostanie dobrze odebrane. Widzę jednak, że chyba się pomyliłam :)
      Bardzo dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  4. Podoba mi się całkiem ten wstęp. Elizabeth się długo nie zastanawiała nad tym, co powinna zrobić. Moze dałabym mi szanse na wypowiedzenie sie... Ale chyba nie. Najwyraźniej to nie jest jego pierwsza zdrada, sama dziewczyna niegdyś Stała sie przyczyna rozpoczęcia przez niego romansu... Widac, taki z niego niewierny typ najwyraźniej... Wiec dobrze, ze E wyjechała, choc widac, ze ubodło ja to bardziej, niz chce się do tego przyznać, bo wykasowala te wszystkie dokumenty itd ... Ciekawa jestem, co tam czeka naszą E u dziadków i ogólnie w Ny. Z niecierpliwoscia czekam na rozdział 2. Mysle, ze dwa tyg to dość optymalny okres czasu, ale na pewno nie krócej ;) jak juz, to dłużej. Zapraszam do mnie na zapiski-Condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elizabeth jest nieco impulsywna i myślę, że znała Brunona na tyle, że wiedziała, że nie ma po co czekać na jego wyjaśnienia.
      Cieszę się, że okres dwóch tygodni jest czasem optymalnym - uważam, że publikowanie w dłuższych odstępach bywa czasem nieco problematyczne, bo można zapomnieć co działo się w poprzednich rozdziałach. Z pewnością kolejne części nie będą ukazywały się szybciej, bo mamy jeszcze mnóstwo innych obowiązków i potrzebujemy też czasu na ich napisanie :)
      A co do Twojego bloga, to już za niedługo pojawi się ktoś z nas. Na razie jest to nieco utrudnione przez sesję, ale mam nadzieję, że uporamy się z tym jak najszybciej.
      Bardzo dziękuję za opinię :)

      Usuń
  5. Jak dla mnie rozdział zdecydowanie nie był nudny. Akcja nie musi pędzić na łeb, na szyję, żeby tekst był ciekawy, liczy się przede wszystkim sposób pisania, a ten bardzo mi odpowiada. Naprawdę zrobiło mi się szkoda Elizabeth, która o dziwo mnie nie irytuje, jak to bywa zazwyczaj w przypadku głównych bohaterek. Brunon pewnie za wszelką cenę chce jakoś żyć dalej po śmierci żony, ale tak naprawdę to ją cały czas kocha i zarówno Elizabeth, jak i kobieta, z którą ją zdradza, niewiele dla niego znaczą. Dobrze, że E. wyjechała, bo trudno żeby spędziła chociaż jeden dzień więcej z kimś, kto w ogóle jej nie kocha. W takiej sytuacji sama szarlotka raczej za wiele nie zdziała, ale może z czasem kobieta zdoła się jakoś pogodzić z tym, co się stało. Zresztą czekam na opis wizyty u dziadków.
    Rozdział co dwa tygodnie to jak dla mnie po prostu idealnie, przynajmniej będę w miarę na bieżąco cały czas.

    Pozdrawiam
    teorainn
    smiertelny-pocalunek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Twoja sympatia, co do Elizabeth nie minie wraz z upływem kolejnych rozdziałów :) A co do Brunona i jego uczuć... Za jakiś czas ten wątek powróci i zostanie pokazany nieco szerzej.
      Cieszę się, że okres publikowania rozdziałów co dwa tygodnie również Ci pasuje. I chyba najprawdopodobniej tak już zostanie.
      Bardzo dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  6. Bałam się, że z moimi oczami o tej porze nie ma co brać się do czytania czegokolwiek, jednak Wasz szablon po raz kolejny mnie nie zawiódł, za co jeszcze raz muszę go pochwalić.
    Najważniejsza jest jednak treść. Na Waszym blogu, mam wrażenie, że czytam po prostu dobrą książkę, którą dozuje sobie małymi dawkami, żeby euforia z czytania jej po raz pierwszy, trwała jak najdłużej. Długo nie czytałam opowiadania, które byłoby dla mnie tak lekkie i przyjemne, że nawet o drugiej trzydzieści w nocy, potrafię się tylko obruszyć, że to już, zamiast dziękować, że nareszcie i mogę iść spać(czego nie mogłam zrobić przed przeczytaniem, bo na pewno bym nie zasnęła, po takim prologu).
    Zainteresowała mnie postać Elizabeth, która na pierwszy rzut oka, może wydawać się zwykłą, słabą, zranioną kobietą. Jednak musi być diametralnie różna od tego "pierwszego wrażenia", bo trzeba mieć nie lada odwagę, żeby spakować się i zostawić faceta, po drodze kasując mu ważne dokumenty z komputera(za co ją podziwiam, bo sama bym lepszej zemsty nie wymyśliła). Jestem ciekawa, jaki związek ma Elizabeth i Brunon z postaciami z prologu oraz jak właściwie mężczyzna zareaguje na to, co go czeka po powrocie do domu. Swoją drogą, to straszna świnia, skoro zdradza każdą kobietę, z którą się jako-tako ustatkuje. Najpierw zdradzał Megan z Elizabeth, a teraz Elizabeth z jakąś blond-sekretarką, zapewne lecącą na kasę i jego piękne słówka. Jakie to typowe u facetów, którzy "lizną" trochę władzy i pieniędzy.
    Podoba mi się też postać babci. Z jednej strony jest surowa, ale z drugiej widać, że Elizabeth znaczy dla niej bardzo wiele, myślę, że w tej chwili taka troskliwa babcia, będzie dla niej bardo pomocna.
    No nic, skończę już na tym, bo jak zacznę się nad wszystkim zastanawiać i drążyć(na co mam straszną ochotę, bo mam wiele pytań co do rozdziału(i poprzednie do prologu oczywiście)), zastanie mnie w końcu ranek.
    Co do tego jak często rozdziały powinny być wstawiane - jak dla mnie, mogą być jak najszybciej. Co do Waszego bloga nie mam wątpliwości, że zawsze znajdę chwilę, żeby wpaść i przeczytać rozdział :)
    Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów! :)
    [http://cienie-we-mgle.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle komplementów w jednym komentarzu :) Mam wrażenie, że cześć z nich jest nawet nieco na wyrost :) Mimo wszystko, Twoje opinie bardzo potrafią poprawić nastrój i motywują do dalszej pracy :) Bardzo się cieszę, że to opowiadanie przypadło Ci do gustu i mam głęboką nadzieję, że za jakiś czas nie zmienisz na ten temat zdania. Bardzo dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  7. Oj, masz rację powiało, ale znakomitym rozdziałem. Pierwsze notki nigdy nie muszą być ekscytujące i pełne dramaturgii, ale powinny wprowadzić odbiorcę w cały klimat opowiadania i Tobie to się zdecydowanie udało.
    Jeżeli chodzi i Elizabeth, to sama bym chyba lepiej tej zemsty nie rozegrała. Mam wrażenie, że cała ta sytuacja z zostawieniem go bez słowa była już wcześniej zaplanowana i dobrze przemyślana. Kobieta najwyraźniej musiała przeżywać wewnątrz ogromną walkę ze samą sobą, bo równie dobrze mogłaby się upić i rozpaczać nad swoim marnym życiem bez Bruna. Podziwiam ją za determinację i dążenie do tego co sobie postawiła za cel. A na pewno nie było to łatwe.
    Nie mogę się doczekać reakcji Bruna na pusty dom i braki w dokumentach. Zasłużył sobie drań. Najpierw Megan (której okoliczności śmierci też mnie zastanawiają), a teraz Elizabeth, która postanowiła to zakończyć.
    Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kolejny rozdział, czyli perspektywę Bruna.

    Pozdrawiam i weny życzę!
    Stone Cold

    http://what-i-miss-about-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Elizabeth całą zemstę dobrze przemyślała, ale to dlatego, że życie nauczyło ją tego, że musi być twarda. Kolejny rozdział będzie z perspektywy Willa, którego jeszcze do tej pory nie było okazji poznać, a do Brunona za jakiś czas wrócimy :) Dziękuję za opinię :)

      Usuń
  8. Ależ ja się stęskniłam za twoim stylem! Bardzo się cieszę, że wróciłaś;) Wybaczcie, że zwracam się bezpośrednio do Ona, w końcu piszecie tego bloga oboje, ale skoro post jest z babskiej perspektywy, to będzie mi łatwiej wracać się do autorki tego konkretnego postu.
    Dobra, więc zacznijmy od tego, że podoba mi się postać El (będę skracać:D). To oczywiście nie znaczy, że ją popieram, bo nie popieram. Na początku rozdziału było mi jej żal, że ukochany ją zdradza. A potem, jak dowiedziałam się jak to wszystko wyglądało, to miałam taką wredną myśl, że sama jest sobie winna. On zachował się jak kompletny idiota zdradzając żonę, ale El wcale nie była lepsza. Przecież wiedziała z kim sypia. Wiedziała, że w ten sposób krzywdzą inną kobietę. Więc w mojej ocenie, i według mojego sumienia - El zasłużyła na to, co ją spotkało. Zasłużyła, żeby pocierpieć, bo sama na to cierpienie mogła narazić kogoś innego. Mam nadzieję, że Bruno dostanie po dupie podwójnie. Albo nawet potrójnie, bo nie wiadomo jak często się "puszcza", że tak to śmiesznie ujmę;D
    W każdym razie ciekawa jestem jak się dalej potoczą losy El. Choć jej nie popieram, w pewien pokraczny sposób potrafię ją zrozumieć. Trochę, niewiele, ale jednak. Bo jak się człowiek zakocha, to czasem nie myśli o konsekwencjach i egoistycznie dąży do szczęścia. Tak chyba było w jej wypadku.... Więc mimo wszystko trochę mi jej żal i życzę jej dobrze. Chyba wyciągnie z tej lekcji jakieś wnioski. I już się nie mogę doczekać aż Bruno wejdzie do domu, włączy komputer i zobaczy, że masa pracy poszła się pier .... :D Haha naprawdę nie mogę się tego doczekać! :D Pioruny będą lecieć, jestem pewna. Bo w sumie to wątpię, żeby jakoś przeżył stratę Elisabeth. Po co, skoro ma nową?
    Już lubię babcię i powiem ci, że narobiłaś mi ochoty tym ciastem!
    Bardzo mi się podobało! I wcale nie było nudno. Ja uwielbiam takie rozdziały i nienawidzę jak coś dzieje się za szybko. Dlatego nie mam nic przeciwko powolnemu wprowadzaniu właściwej akcji. Takie jest moje zdanie;D
    Pozdrawiam Was! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię! Dostrzegałaś Elizabeth właśnie w taki sposób, w jaki chciałam ją przedstawić. Oczywiście jest sama sobie winna całej tej sytuacji, bo dobrze wiedziała z kim się zadaje. I mi też jej nie szkoda :) Zależało mi na tym, by nie była to kolejna niewinna i biedna kobieta. Ludzie nie są czarni albo biali. Nie ma też niewinnych, idealnych ludzi. I chyba właśnie to chciałam pokazać, a Ty to zauważyłaś :)

      Usuń
  9. Tak wiele różni kobiety od mężczyzn. Kobiety z reguły nie uciekają od problemów czy też obowiązków, lecz faceci to już inna bajka. Kiedy się znudzą, szukają innej zabawki. A więc Bruno zdradza kobietę, lecz ona nie zamierza tego tolerować. Mam nadzieję, że wymyśli taką zemstę, że Brunowi odechce się patrzenia na inne kobiety. Zdrada, sama myśl...boli, cholernie boli, lecz sądziłam, że kobieta jest silniejsza. Może to szok, który musiała odreagować whisky? Nie wiem.. O, jednak postanowiła działać. Cieszę się, że Elisabeth mimo wszystko nie zawiodła mnie. Skopiowała ważne projekty? I dobrze, niech się Bruno pomęczy.
    Bardzo podobał mi się ten rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że postać Elizabeth Cię nie zawiodła. Niezmiernie ważne jest to, by na początku nie zrazić czytelników głównymi postaciami, bo to nie wróży wówczas dobrze przedstawianej historii :)
      Bardzo dziękuję za opinię :)

      Usuń
  10. Miałam wpaść wcześniej, ale egzaminy na uczelni skradły cały mój wolny czas. Mniejsza o to. Przybyłam, przeczytałam i bardzo mi się podobało to, co tutaj zaprezentowałaś. W żadnym wypadku nie było mowy o nudzie.
    Elizabeth jest niezwykle interesującą postacią i całkiem przyjemnie mi się o niej czytało. Nie jest szarą myszką, ale kobietą silną i niezależną, a przy tym wszystkim niezwykle upartą oraz charakterną. Nie załamała się, choć tak byłoby łatwiej i pewnie większość osób na jej miejscu właśnie tak by postąpiło. Ona jednak przyjęła to z niejakim spokojem. Zaczęła planować i chciała się odegrać na Brunie. Cóż, nie do końca popieram zagrywki typu oko za oko, ale w tym wypadku chyba było to całkiem słuszne. Tym bardziej, że Elizabeth wszystko przemyślała i najpierw zgrała te projekt na pendrive, zanim je usunęła. To było całkiem rozsądne z jej strony.
    Mądrym posunięciem był też wyjazd, takie odcięcie się od tego wszystkiego. Bo jednak trzeba przyznać, że trochę jej się na głowę zawaliło... Może w otoczeniu najbliższych zdoła się szybciej pozbierać. Może babcina szarlotka załagodzi choć troszkę ból i odczuwalny zawód.
    W każdym razie wprost nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Jestem ciekawa, jak Bruno zareaguje, gdy już się zorientuje, co się wydarzyło. I jak Ellie poradzi sobie w nowym mieście. Poza tym zastanawia mnie jeszcze nawiązanie do prologu. Póki co jeszcze go nie dostrzegam, ale mam przeczucie, że to się niedługo zmieni. Tak więc czekam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważne kiedy. Ważne, że zechciałaś tu zajrzeć, przeczytać i napisać kilka słów od siebie. A egzaminy oczywiście zawsze są priorytetem :)
      Bardzo się cieszę, że Ty również dostrzegasz Elizabeth jako kobietę silną i charakterną. Chciałam to pokazać i nie byłam pewna czy zrobiłam to dobrze. A co do nawiązań do prologu. Pojawią się, ale jeszcze trochę trzeba będzie na nie poczekać :)
      Dziękuję bardzo za opinię bo rozwiałaś wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości :)

      Usuń
  11. 10 lat różnicy to nie tak dużo, mówię z doświadczenia. Poza tym nie jest to ojcowska różnica, więc ujdzie w tłumie xD

    A więc - facet zdradza, to lecimy do NY po szarlotkę, tak? haha, dobra jest. Znaczy ona nie do końca do NY leci, bo wcześniej zahacza o Milford :)

    Oj, pan zamożny-skurwiel-zdrajca ma nawet własny gabinet. Zdemoluj mu go! Kobieto, nie krępuj się, demoluj!

    Z drugiej strony ciekawe dlaczego ją zdradzał... miał powód, czy po prostu lubi skoki w bok? Być może jego powodu nie kupię i nie poprę, ale lepiej gdyby miał powód, np spotkał kochankę podobną do byłej żony, niekoniecznie podobną z wyglądu, ale charakteru lub coś.

    To jest taka wada bycia kochanką. Jak zostaniesz żoną takiego typka, powinnaś mieć w głowie czerwoną lampkę - był w stanie zdradzać inną z tobą, to może też zdradzić ciebie z inną. Nagle przestało mi być szkoda tej kobiety, bo spotkało ją to co ona zrobiła innej, choć nie przeczę, że to Bruno jest najbardziej winny, choć ma facet świetne imię (jedno z moich ulubionych).

    Szukam powiązania z prologiem. Mam też nadzieję, że Bruno nie był taką postacią przejściową i że jeszcze się mężczyzna ten pojawi.

    Poza tym romans z szefem jest oklepany, ale wam wyszedł... no oryginalnie bo bez udziwnień, tak ludzko, zwyczajnie. Tak po prostu "rzeczywistnie", ale brakuje mi opisów postaci. Chciałabym wiedzieć jak Bruno wyglądał, czy miał zarost, krótkie czy dłuższe włosy, a może odstające krańce uszów, które dodawały mu figlarności, pomimo powagi odzwierciedlanej w oczach? Tego mi brak.

    Oj, mam podobnie jak bohaterka. Nieraz chciałabym zacząć od początku dorosłe życie, a nawet wcześniej, tak do wieku 10-13 lat chciałabym się cofnąć. Miliony rzeczy zrobiłabym wtedy inaczej, ale co z tego, skoro wtedy nie byłabym już sobą, albo jak na ironie zrobiłabym jeszcze coś gorszego niż nawyczyniałam w przeszłości i wcale by mnie teraz nie było. Może więc lepiej nie chcieć ingerować w przeszłość, a rzeczywistość brać taką jaka jest, myśleć o przyszłości?

    Pozdrawiam
    takamilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bruno na pewno pojawi się jeszcze nie raz w tym opowiadaniu. Dlaczego zdradził? Cóż, to z pewnością również zostanie wyjaśnione w dalszych rozdziałach.
      Co do opisów postaci... Zawsze miałam z tym pewne trudności i nigdy nie przychodziło mi to lekko. W dalszej perspektywie postaram się poprawić i je nieco wzbogacić.
      Dziękuję bardzo za opinię :)

      Usuń
  12. Bardzo ładnie napisane. :D Przejścia między scenami, czy między rozmyślaniami a akcją, są płynne, nie ma zgrzytów, więc chyba zostanę tu na dłużej. Jest tu niewielki problem z interpunkcją, ale jakoś to przeboleję. :) W każdym razie podoba mi się, choć na razie nie pokazaliście za dużo akcji i na dobrą sprawę nie wiem, czego się spodziewać po fabule. Ale przeczuwam, że będzie ciekawie. Fajnie, że piszecie we dwójkę dwie perspektywy - kobiety i mężczyzny. To interesujący zabieg. Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam.

    http://z-wymiaru-by-mari.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam dobre parę godzin temu, ale nie chciało mi się przysiąść do kompa, a na tablecie komentować nie lubię. Tym bardziej widząc, ile zajął mi komentarz pod prologiem... Porażka. No dobra, czas do konkretów.
    Jak w prologu mieliśmy więcej akcji, tak tutaj mamy troszkę spokojny rozdział, ale na pewno nie jest on nudny. Z tym stwierdzeniem się nie zgadzam. Był jak najbardziej wciągający, a przynajmniej mnie wciągnął. Czytałam z czystą przyjemnością i byłam ciekawa, co będzie dalej. Plus taki, że to kolejny blog na jaki trafiam, gdzie głównymi bohaterami są osoby dorosłe. Pominę fakt, że sama piszę o nastolatkach, ale cii...
    Zwykle nie przepadam od razu za głównymi bohaterkami, bo są irytujące, jednak Elizabeth wydaje się normalną kobietą, a nawet taką trochę z jajami, choć zdarza jej się fantazjować. No bo serio, jeśli myślała, że facet, z którym sypiała i który zdradzał swoją żonę, nie znaczy, że się zmieni i przestanie zdradzać swoją kochankę - czyli Elizabeth. Czy cokolwiek zrozumieliście z mojego bełkotu? Raju...czasem jak coś napiszę, to to sensu nie ma... :<
    W każdym bądź razie... Elizabeth jest mi neutralna/uniwersalna? XD Jeśli tak mogę napisać. Więc i tak jest dobrze, teraz tylko poczekam by poznać ją bliżej i zobaczyć czy jednak ją polubię czy znienawidzę.
    Ciekawi mnie, co ona i Will (tak, bo już przeczytałam drugi rozdział) będzie miało wspólnego z tym tajemniczym bractwem i jak obie główne postacie się natkną na siebie. Co będzie ich łączyło i czy razem staną przeciwko bractwu? Kurcze, macie fajny pomysł na fabułę. Kiedyś też czytałam taką książkę o Błękitnym Bractwie (nie pamiętam dokładnie nazwy) i wywarła na mnie nawet dobre wrażenie, dlatego może też od Was od razu spodziewam się fajnego opka. Poczekamy zobaczymy.
    Na koniec dodam jeszcze, że Ona napisałaś bardzo fajnie i ładnie rozdzialik. Masz naprawdę lekki i przyjemny styl, pomimo drobnych błędów interpunkcyjnych, ale kto ich nie robi? Moim zdaniem płynnie przechodzisz z opisami i czasami, co jest na duży plus. Choć jednak nie wiem czy potrzeba mi czasu, czy może takich opisów, aby zżyć się bohaterką. Ale może wystarczy trochę czasu.
    Wybaczcie, że tak krótko, ale w pierwszych rozdziałach jestem zawsze kiepska w komentowaniu, bo mało co wiem. Akcja się dopiero rozwinie i jestem naprawdę ciekawa, co wymyśliliście. Dodam jeszcze, że to mój pierwszy blog grupowy, który przeczytałam.
    Weny i powodzenia.
    Pozdrawiam! :)

    http://dragon-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział znacznie spokojniejszy niż prolog, ale to chyba dobrze. Akcja nie może zacząć się zbyt szybko, żeby nie popsuć końcowego efektu.
    I tak naprawdę nie wiem co myśleć o Elizabeth. Z jednej strony owacje na stojąco dla niej za zemstę na niewiernym mężusiu. Z drugiej jednak strony mam dziwne wrażenie, że sama sobie na to zasłużyła. Sama była kochanką. Można powiedzieć, że z Brunem jest kwita, ale... nie do końca. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Dla mnie Elizabeth jest zagadką. Ale zagadką, którą chcę rozwiązać. Zobaczymy jak potoczy się jej życie w Nowym Jorku i co będzie miała wspólnego z Williamem. Bo coś będzie, prawda?

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałem dwa pod rząd, ale za komentarz zabieram się dopiero teraz, bo wcześniej nie było czasu.
    Bardzo mi się podoba, że prowadzicie opowiadanie z dwóch różnych perspektyw, ale to już pewnie mówiłem pod prologiem, albo i nie. Jeśli tak to się powtarzam, jeśli nie, to też super.
    A teraz przejdę do pani E i jej jakże fascynującego małżeństwa. Nie uważam, że jak zdradził raz, to zdradzi po raz drugi, czy że jak zdradził jedną to będzie zdradzał następną. To tak u mężczyzn nie działa, nie jest warunkiem, itd, choć niektórzy faktycznie, mimo tego,że kochają żony i dzieci, to muszą raz na jakiś czas skoczyć w bok. Taka natura i już, taki charakter. To tak jak z piciem, jest typ mężczyzn, co muszą zajrzeć raz na miesiąc czy dwa razy w miesiącu do kieliszka, a nawet kilku. Oczywiście z takimi nawykami można walczyć, ale nie każdy chce. Twój Bruno nie chciał. Jedno co mnie po tym rozdziale zastanawia, to czemu małżeństwo nie miało dzieci. Nie chcieli, nie mogli?
    Chciałoby mi się też aż krzyknąć, że karma zawsze wraca. Ona była kochanką, teraz wie jak to jest być żoną niewiernego. Jednak tak naprawdę kto był winny? Ona - wolna kobieta, co romansowała z szefem, może nawet widząc w tym jakiś zysk, awans, czy on - zajęty mężczyzna, mający żonę, uwodzący małolatę? Pokusiłbym się o stwierdzenie, że więcej w tym jego winy jednak było, bo wina nigdy nie leży po środku.

    Pozdrawiam i chciałbym się więcej dowiedzieć o tym ich małżeństwie.

    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Elisabeth jest troszkę naiwna? Myślała, że on z nią będzie? No cóż. Myśle ze jak zdradzil swoja żone, to ją też bedzie zdradzal.
    Ale fakt, że jej mąż to swinia i z jakas młodsza to juz jest ból.
    Jestem ciekawa dalszych losów bohaterów <3 wybacz ze krotko, pisze z komorki i tak jakoś. Wybaczysz? <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak jak obiecałam, nadrabiam kolejne etapy opowiadania ^^
    Kiedy tak czytałam i czytałam... Tak powiewało spokojem. Mimo początkowego faktu zdrady Brunona wobec swojej żony, to nadal wyczuwałam wszędzie spokój i opanowanie tej sytuacji. Rozmowa bohaterki z babcią też wydawała mi się zbyt spokojna, niż chyba być powinna, wnioskując po tym, co się stało, ale może takie właśnie miałaś zamierzenie :P Więc to tylko taki osobisty odbiór :D
    Drugą rzeczą, którą zaczęła mnie intrygować, to jak na razie wielka odmienność tego, jak piszesz, od tego, co ja piszę XD Chociaż, może i ja też tak zaczęłam moje opowiadanie i źle to porównuję? XD Nie no, dziwi mnie po prostu, że takie coś Cię zaciekawiło, gdy patrzę na to, co Ty piszesz :D

    Nie mnie jednak dowiadujemy się niewiele, przynajmniej dla mnie. Krótko o przeszłości, o tym, jak to się wszystko zaczęło i jak prawdopodobnie się skończy, skoro w końcu ją zdradził... Ale to dobrze XD Nie preferuję bycia z tak starym dziadem :D Heh, okrutna ja xD
    Wybacz, ale nadal ubolewam za tą małą czcionkę i nadal jestem zmuszona sobie przybliżać ;-;
    Musisz mi wybaczyć tę krótkość komentarza, ale po prostu naprawde odebrało mi mowę xD
    O wiem, może Cię pochwalę teraz tak fest, bo piszesz bardzo ładnie. Tak, tak powiem... Że tak książkowo, rzekłabym ^^ Czuję się, jakbym sięgnęła po jedną z ulubionych książek mojej mamy, a ona nie czyta jakichś byle jakich, ale bardzo wyrafinowane! Oj zazdroszczę Ci tej ładnej składni zdaniowej, której zapewne mi brakuje, oj brakuje :/ Sama przed sobą to przyznaję ;-;

    Pozdrawiam, niedługo lecę komentować kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Naprawdę minęły dwa miesiące? Okej, biorę się w garść. Ale pewnie będzie krótko, bo ilością czasu nie mogę się pochwalić.
    Jedyna rzecz, jaka mnie uderzyła, to ten dłużący się ciąg tekstu. Przydałoby się trochę akapitów (to hipokryzja z mojej strony, ale co poradzić, u siebie nigdy się nie widzi).
    Opisów faktycznie sporo. Masz jednak taki styl, że człowiek z łatwością zapamiętuje fakty. Zdarzają się książki, że trzeba wracać po trzy razy do konkretnego momentu, żeby coś zrozumieć. Tu zdecydowanie nie ma takiego problemu. Mam wrażenie, że na długo zapamiętam nawet tak banalne szczegóły, jak szarlotka babci Elizabeth.
    Do bohaterki nie zapałałam jakąś szczególną sympatią, ale na razie poznałam ją od strony: mściwa, łatwowierna i odbierająca kobietom mężów tuż przed śmiercią. To brzmi okropnie!
    Nadrabianie czas zacząć...

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams